Babcia Stefa
I oto są teraz Dni Babci, gdy można tylko wspominać, bo odwiedzać nie ma kogo. A ponoć można przymknąć oczy na rzeczywistość. Ale nie na wspomnienia.
Babcia Stefa była zawsze. Nauczyła mnie rozpoznawać godziny na zegarze, kroić chleb, robić herbatę, nie wyrzucać jedzenia i odwiedzać zmarłych na cmentarzu. A także tego, by choć jedną godzinę w tygodniu poświęcić Panu Jezusowi. Chodziło o niedzielną Mszę. I jeszcze tego, że czasem Panu Bogu spodoba się zmiażdżyć kogoś cierpieniem.
I tego, że czasem trzeba pracować do późnego wieczora. I nikt nie pyta, czy się podoba.
I tego, że cebula namoczona w wodzie łatwiej się obiera.
I tego, że czasem można cudem przeżyć. Tak jak Ona, gdy w styczniu 1945 któryś ze strażników Marszu Śmierci strzelił serią z karabinu maszynowego tuż obok Niej, gdy szła z chlebem do domu.
I tego, że gotowane jajka trzeba zalać zimną wodą.
I jeszcze gdy moja Córka ciężko chorowała, Babcia modliła się, by Bóg zabrał Ją, a oszczędził Amelię.
Szczęśliwie Amelia żyje do dziś, a my modlimy się, by Babcia dostąpiła Chwały Wiecznej.
Zmarła w domu, który sobie wraz z Dziadkiem wybudowała, a ja się boję, że takich Ludzi już nie będzie.
Orate pro Ea.