Janusz PiotrowskiWiadomości

Budujemy sobie więzienie

Pracowałem kiedyś w Jastrzębiu za naprawdę psie pieniądze…

…pobory były tak niskie, że starczały tylko na rachunki (teraz akurat nie wystarczają – ale o tym już było). Nie stać mnie było na żadne zbytki. Miałem jednak pewien jeden zwyczaj, który zostawiałem na dzień wypłaty. Kupowałem sobie mianowicie raz w miesiącu kawę na stacji benzynowej. Niby nic wielkiego. Drobnostka. Ale ta kawa mi smakowała jak żadna inna. Delektowałem się nią jak zamorską delicją…

…zauważyliście może, że najbardziej ponure i ściągnięte twarze mają kierowcy w białych koszulach za kierownicą wypasionych samochodów? Nie dziwi nic. Nieubłagane terminy spłaty leasingu za auto kupione na potrzeby społecznego prestiżu. Ten dom zbudowany na krechę – a z bankami nie ma taryfy ulgowej. Problemy z własnymi dziećmi, dla których nie ma się czasu, bo trzeba na to wszystko zarobić. Praca bez powołania, w której w każdej chwili może coś gruchnąć. I choć jest dużo, to popycha obłąkany pęd by mieć jeszcze więcej. Tak więc śnieżna kula leci w dół przybierając coraz większe rozmiary. Im więcej się ma – tym więcej można stracić. Tym sposobem wszystko staje się płynne i coraz bardziej niepewne. No właśnie. Złudne poczucie bezpieczeństwa wśród gromadzonej materii, gdzie tak po prawdzie rządzi nie człowiek, ale mol i rdza. Warto?

A może jednak zatrzymać się nad tym, co już się posiada i być za to wdzięcznym? Prawdziwa sztuka w obecnych czasach. Sam mam z tym problem, ale mam również szczęście obserwować coś jeszcze bardziej głębszego – ludzi ubogich, autentycznie biednych, którzy sami mając niewiele potrafią się jeszcze z innymi dzielić. A to już jest błogosławieństwo – miła Bogu postawa. W Afryce mówią o nas:

Wy macie zagarki – my mamy czas.

Równie słusznie mogą powiedzieć Rumunii stwierdzając:

Wy macie domy – my mamy rodziny.

Pewnym jest, że my mamy ideę, ale niedokarmiana reszta świata ma sens. I mało co im przelatuje przez palce.

Głodny świat jest młody. Jest też zaradny i kreatywny. My zaś powoli przypominamy właśnie tego zgorzkniałego kierowcę wypasionej bryki, mentalnie starego człowieka, z przytłaczającymi troskami dnia powszedniego, zdołowanego sączącą się depresją medialną z głośników, nie wiedzącego powoli, czy jedzie jeszcze we właściwym kierunku. Myślę sobie, że kawa na stacji benzynowej jest mu tak powszednia, że nie zwraca w ogóle uwagi na jej smak. Wszyscy zaczynamy popełniać ten sam błąd widząc jedynie cel, gdy tak naprawdę istotą jest droga oraz każdy na niej stawiany krok. Bo ścieżka jest bardzo wąska. A każdy wyruszający w drogę – skupiony jedynie na mecie swej podróży – już przegrał przekraczając zaledwie próg.

Osobiście nie pozwalam się obłożyć plastikiem, wyssać próżniowo powietrze, wstawić na sprzedaż na półce z szyldem Przecena. Staram się nie żyć zbytkiem, ale zadaje sobie właśnie pytanie: czy moje życie ma smak? Czy głębia przeżywania codzienności jest w tej naszej mlaszczącej nad obfitym stołem cywilizacji jeszcze możliwa? Tak więc w tym całym zamęcie do Stwórcy mam tylko jedną prośbę – daj Boże rozsądek umiaru!

Pracując dla samych dóbr materialnych, budujemy sobie więzienie. Zamykamy się w samotni ze złotem rozsypującym się w palcach, które nie daje nam nic, dlaczego warto żyć – Antoine de Saint Exupery

P.S. Chyba nie przypadek sprawił, że tekst ten napisałem w okresie rozpoczynającego się Postu…

Powiązane artykuły

4 komentarzy

    1. … codzienność jest istotą, bo tylko na czas między wschodem, a zachodem słońca mamy wpływ. Na nic więcej 🙂

  1. Szkoda,że Ci ludzie w wypasionych furach,gnający na złamanie karku,po prostu nie mają czasu,aby to przeczytać.Wspaniałe Panie Januszu!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button