Był wypadek. Nie było ciała.
W Knurowie doszło do tajemniczego wypadku. Maszynista pociągu zgłosił w minioną sobotę policji potrącenie człowieka. Tyle tylko, że na miejscu nie znaleziono ofiary.
Przybyła na miejsce policja i kolejowi specjaliści rzeczywiście potwierdzili obecność wyraźnych śladów krwi, jednakże przeszukanie okolicy ul. Niepodległości (tam miało miejsce zdarzenie) nie przyniosło rezultatów. Ofiara wypadku jakby rozpłynęła się w powietrzu.
W międzyczasie dyżurny Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach ustalił, że do kliniki weterynaryjnej w Zabrzu przywieziono psa potrąconego przez pociąg. Połączono te wątki i rozwiązano mrocznie wyglądającą zagadkę – mówi podinspektor Marek Słomski, oficer prasowy policjantów z Gliwic.
Okazało się, że dwaj knurowianie wybrali się z dwoma psami na spacer w rejon torów kolejowych. Niestety puszczone luzem czworonogi wpadły pod nadjeżdżający pociąg, którego maszynista był przekonany, że potrącił jednego z mężczyzn. Wypadku nie przeżył jeden z psów, a drugiego – rannego – przewieziono do zabrzańskiej lecznicy.
Oczywiście za takie zdarzenie, na przykład kolizję z samochodem, motocyklem czy rowerem, nie może odpowiadać zwierzak. Zwierzę nie ma bowiem zdolności prawnej. Odpowiedzialność za działania zwierzęcia domowego ponosi jego właściciel – przypomina podinspektor Marek Słomski.
Sprawa została zatem wyjaśniona, a w sobotnie popołudnie przywrócono ruch kolejowy.