Covid umarł, grypa żyje! – czyli o cudownym powrocie odwiecznej choroby.
Największym kłamstwem jest ponoć statystyka – tak mówią złośliwi. Wydaje się jednak, że jeszcze większym kłamstwem jest manipulowanie statystyką, co w obecnym świecie ma się całkiem dobrze.
Istnieją jednak wskaźniki, którymi ciężko jest manipulować i – jakby nie patrzeć – Internet jest tu wielce pomocny. Otóż w ciągu ostatnich dni przez wszystkie niemalże media przetoczyła się lawina doniesień o zwiększonej zachorowalności na grypę. Dziennikarze i lekarze (w zasadzie powinno się mówić: pracownicy mediów i pracownicy systemu ochrony zdrowia; przy czym sformułowanie: ochrona zdrowia jest określeniem w warunkach polskich raczej żartobliwym) wieszczą koniec świata i kolejną pandemię. Oczywiście każdy, kto przekroczył 30. rok życia przeżył już ze trzy śmiercionośne pandemie i kilkanaście końców świata, więc większość obywateli ma te wiadomości tam, gdzie mieć powinna. Są jednak tacy, którzy z zaciekawieniem podchodzą do sprawy i zaczynają przyglądać się liczbom. A te wyglądają interesująco. Spójrzmy na suche fakty i statystykę.
Zapadalność na grypę w poszczególnych latach na koniec grudnia:
Rok 2019: 130460 przypadków grypy w całej Polsce (wzrost w niemal wszystkich województwach w porównaniu z początkiem grudnia);
Rok 2020: 39799 przypadków grypy w całej Polsce (spadek e niemal wszystkich województwach w porównaniu z początkiem grudnia);
Rok 2021: 79861 przypadków grypy w całej Polsce;
Rok 2022: 296964 przypadków grypy w całej Polsce;
Rzut oka wystarczy, by zorientować się, że po pojawieniu się koronawirusa grypa jakimś cudem niemalże zniknęła, by – po zaprzestaniu testowania niemal wszystkich niemal wszędzie – w sposób cudowny powrócić! Jakże inaczej wytłumaczyć fakt, że w roku covidowym 2020 liczba przypadków grypy była ponad siedmiokrotnie niższa, niż w roku 2022 i jednocześnie trzykrotnie niższa, niż w grudniu roku 2019? Cud w medycynie? Czy może jednak jeden z efektów postępowania, o którym już pisaliśmy?