Diabeł nas nimi obesrał!
Na Górnym Śląsku możliwe jest wszystko, nawet wojna z obsranymi husytami
Wakacje sprzyjają wędrówkom dużym i małym. Te małe – po najbliższej okolicy – mogą być fascynujące, zwłaszcza wtedy, kiedy zna się historię odwiedzanych miejsc. Mała historia ma swoje długotrwałe skutki które towarzyszą nam po dziś dzień. Mała historia, ku zaskoczeniu wielu, jest niejednokrotnie nieznanym rozdziałem wielkiej historii. Podobnie jest z księżycem – nocą widać tylko jedną z jego części.
W czasie wakacji warto odwiedzić malowniczą Lubomię na terenie której znajduję się bezcenne słowiańskie grodzisko Gołeżyczan. Po jego penetracji koniecznie trzeba odszukać znajdujące się niedaleko wzgórze zwane Kotówką. Mało kto wie, że jeszcze w XV wieku znajdował się tam zamek książąt raciborskich. Odnalezienie wzgórza nie powinno być skomplikowane, ponieważ u jego podnóża, przy drodze, znajduje się porządna tablica informacyjna. Do naszych czasów zachował się pisany w zamku na Kotówce list, który dotyczył jednego z najważniejszych wydarzeń epoki – rewolucji społecznej i religijnej Jana Husa. Być może książę pisał ów list wspólnie ze swym starostą – Mikundejem z Jejkowic. Biorąc pod uwagę bezpośredniość sformułowań obecnych w korespondencji, podejrzenie takie jest niepozbawione zasadności. Z lubomskiego zamku książę Jan II Żelazny pisał do swojego wuja Przemysława, księcia opawskiego, że:
Diabeł obesrał nas husytami!
Słowa te i stojące za nimi czyny były brzemienne w skutki dla całego księstwa raciborskiego, włączając Rybnik i otaczające go miejscowości.
Husyckie wrzenie w Czechach rozlewało sie na kraje ościenne, co było brane pod uwagę w kształtowaniu polskiej polityki zagranicznej tamtego czasu. Wróg husytów, Zygmunt Luksemburski późniejszy król Czech i cesarz rzymski, wspierał w konflikcie z Polską krzyżaków, co sprawiło, że król Jagiełło rozsądnie wspierał jego przeciwników, czego dobrym skutkiem był między innymi zbrojny udział husyckich oddziałów Jan Žižki w bitwie pod Grunwaldem. Spalenie Jana Husa na soborze w Konstancji w 1415 roku nie uspokoiło nastrojów w Czechach, wręcz odwrotnie. Warto nadmienić, że polska delegacja na wspomnianym soborze bezskutecznie stała po stronie czeskiego przywódcy. Nie wystarczyło jej jednak energii na obronę czeskiego reformatora, między innymi ze względu na fakt, że celem polskich dyplomatów, wśród których był genialny Paweł Włodkowic, była walka z krzyżacką agresją i jej propagandą. Paweł Włodkowic zabiegał wtedy o uzyskanie poparcia papieża dla potępienia antypolskiego paszkwilu Joannesa Falkenberga. Mnich ten na zlecenie krzyżaków publicznie twierdził, że Polacy, bezwstydne psy, są poganami, zaś ich zabijanie jest gwarancją zbawienia. Papież Marcin V nie kwapił się z potępieniem paszkwilu, więc Zawisza Czarny i inni polscy rycerze wtargnęli do jego komnat, co było na tyle wyraziste i przekonujące, że głowa Kościoła przyznała rację polskiej stronie potępiając pisma krzyżackiego propagandzisty. Jak widać, polska dyplomacja była kiedyś wyjątkowo skuteczna.
W tych niespokojnych czasach, już po soborze, w 1421 roku czterdziestoosobowa delegacja husytów udała się z poselstwem do Jagiełły, chcąc mu oferować koronę Czech, mimo wielokrotnych sygnałów polskiego króla odrzucającego taką propozycję. Racje polskiego władcy były wyważone, ponieważ jawne opowiedzenie się po stronie husytów narażałoby go na konflikt z Kościołem wspierającym krzyżaków. Husycka delegacja do Krakowa nie dotarła za sprawa księcia Jana II Żelaznego co stało się źródłem olbrzymiego skandalu dyplomatycznego. Raciborski władca uwięził jadących z Czech husytów, pogwałcając w ten sposób prawa posłów, a co gorsza, wydając ich w ręce ich wroga, czyli Zygmunta Luksemburczyka. Zachowanie raciborskiego księcia było szokujące również z tego powodu, że jak dotąd lojalnie wspierał on politykę spowinowaconego z nim Jagiełły (Helena – żona księcia – była bratanicą polskiego króla). Jan II Żelazny kilka lat wcześniej, w 1414 roku, wraz z 300 rycerzami z księstwa raciborskiego walczył po polskiej stronie na wojnie z krzyżakami. Raciborski książę zmienił front, stając po stronie cesarza. 13 września 1421 roku w zamku na Kotówce w Lubomi Jan II Żelazny wysłał wspomniany już list do stryja, księcia opawskiego Przemysława I, skarżąc się w nim, że diabeł obesrał ich husytami. Decyzje raciborskiego władcy były brzemienne w skutki dla jego syna Mikołaja V, jak również wszystkich jego poddanych, ponieważ husyci nie zapomnieli krzywdy jaka ich spotkała. W roku 1430, już po śmierci Jana II Żelaznego najechali oni ziemie księstwa raciborskiego, niszcząc siedem wsi. Trzy lata później zwolennicy Jana Husa ponowili atak z o wiele większymi siłami na które składało się około 600 jeźdźców i 7-8 tysięcy żołnierzy piechoty i 300 wozów. Moc husytów była tak duża, że wiosną zdobyli oni Rybnik, spuszczając wodę ze wszystkich 300 okolicznych stawów i kradnąc ryby. Czescy wojownicy ruszyli na Żory i Pszczynę, których jednak nie zdobyli. Ich główne siły ruszyły później do Małopolski, reszta zaś została w okolicach Rybnika wspierana przez księcia opolskiego Bolka V. W któryś dzień maja (dzień bitwy jest rudny do ustalenia) książę raciborski Mikołaj V pokonał pozostające w Rybniku siły husyckie. Bitwa rozegrała się w okolicy wzgórza na którym stoi obecnie kompleks budynków szpitala psychiatrycznego. Na jego terenie, niedaleko widocznej z daleka wieży ciśnień, znajduje się podobno mogiła poległych w walce. Postawiono nad nią kapliczkę, która po przenosinach i późniejszej rekonstrukcji, znajduje się na ulicy Gliwickiej – na pewno każdy, kto tam przejeżdżał ją zauważył. Innym okolicznym śladem po wojnie z husytami jest kościół Bożego Ciała w Jankowicach i znajdująca się kilka kilometrów dalej studzienka upamiętniająca męczeńska śmierć rybnickiego księdza Walentego. Nie ma zapisów historycznych potwierdzających istnienie takiej postaci, ale kult męczeńskiej śmierci duchownego nie mógł pojawić się bez przyczyny. Nie bez przyczyny też było używane jeszcze pod koniec XX wieku przez dziadków i babcie karcące sformułowanie adresowane do niegrzecznych dzieci: ty huzycie!
To dwie różne kapliczki. Ta pod wieżą ciśnień została rozebrana w czasie budowy szpitala. Nowa wzniesiono przy ulicy Gliwickiej. Ta zastąpiona została kopią cofnięta na wschód. Obecna to trzecia lokalizacja.