Dwa litry na mój koszt. 16 października 1978 r.
Jest zachmurzone, ale nie pada. W południe termometry w Warszawie wskażą 10 stopni Celsjusza. Jakby na przekór jesiennej aurze Stefan Olszowski zakłada rano jasne spodnie. Wieczorem będzie tego żałował
Olszowski to ważna persona, jest członkiem Biura Politycznego Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, czyli gremium, które pod przewodnictwem I Sekretarza – Edwarda Gierka – faktycznie rządzi Polską. Polską, która popada w coraz to większe gospodarcze tarapaty. Zaopatrzenie kuleje coraz bardziej, a kolejki przed sklepami są coraz dłuższe. Coraz częściej też przedmiotem żartów jest propaganda sukcesu obficie lejąca się z państwowych mediów. Jej autor – wszechwładny szef Komitetu ds. Radia i Telewizji – Maciej Szczepański – ma być dziś obecny w Sali Kolumnowej Sejmu na naradzie sekretarzy bratnich partii odpowiedzialnych za ideologię. Pierwotnie stronę polską miał reprezentować odpowiedzialny za prasę i propagandę członek Biura Politycznego KC PZPR Jerzy Łukaszewicz, ale coś mu wypadło i poprosił Szczepańskiego o zastępstwo. Na naradzie jest także Kazimierz Rokoszewski – kierownik Wydziału Prasy, Radia i Telewizji Komitetu Centralnego PZPR. Szczepański to pragmatyk i teraz siedząc za stołem prezydialnym nudzi się niemiłosiernie. Nagle ktoś podaje mu kartkę z wiadomością od Stanisława Cześnina – dyrektora Komitetu ds. Radia i Telewizji.
Przed chwilą agencje podały, że kardynał Wojtyła został papieżem.
Kazimierz Rokoszewski pyta Szczepańskiego, co się wydarzyło. Usłyszawszy odpowiedź blednie.
–Co robimy? – pyta Szczepańskiego
-Tarnawski (dyrektor I programu Polskiego Radia – przyp. P.P.) przerwał program i dał już na antenę
-Jak to dał??? – dziwi się Rokoszewski
-No dał, a dlaczego miał nie dać?
-Rozmawiał – pyta Rokoszewski – z kimś z wydziału?
-Kaziu – tłumaczy Szczepański – radio to nie wydział prasy, musiał dać…
-A ty co zrobisz? – pyta dalej Rokoszewski – Dasz w telewizji?!
-Dam, na pierwszym miejscu w Dzienniku Telewizyjnym
Nerwowa rozmowa nie umyka uwadze sekretarzom bratnich partii. Kazimierz Rokoszewski otwarcie informuje, w czym rzecz. Jeden z członków delegacji węgierskiej wstaję i mówi:
Macie swojego człowieka w Waszyngtonie (ma na myśli Zbigniewa Brzezińskiego, doradcę prezydenta Cartera), teraz macie i w Watykanie, to potrzebny wam tylko człowiek w Moskwie.
Już mieliśmy – ripostuje natychmiast Szczepański – nazywał się Dzierżyński, ale teraz nie mamy i już mieć nie będziemy.
Dochodzi 19:00. Niecałe cztery kilometry od sejmu, w sali siedziby Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przy ul. Foksal trwa międzynarodowa konferencja o roli środków masowego przekazu. Zebrało się 47 dziennikarzy z całego świata. O 17:00 miał przyjść wicepremier Tadeusz Wrzaszczyk wraz z prof. Józefem Pajestką, ale nie pojawiają się. Nie przychodzi też nikt z MSW. Na miejscu jest tylko minister-kierownik Urzędu ds. Wyznań – Kazimierz Kąkol – oraz Józef Czyrek, podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. To jawny afront, ale duża część zgromadzonych gości to dziennikarze z Europy Zachodniej i nie mają zamiaru teraz rezygnować z zadawania trudnych pytań. Minister Kąkol ma ciężkie zadanie: musi tłumaczyć utrudnianie budowy nowych kościołów, chłopskie strajki i blokowanie opozycjonistom zagranicznych wyjazdów.
Grad niełatwych pytań przerywa na moment Jean Schwoebel z francuskiego dziennika Le Monde, który pyta, co będzie, jeśli kardynał Stefan Wyszyński zostanie dzisiaj wybrany papieżem. Minister Kąkol dowcipkuje, że w takim wypadku zaprosi wszystkich na szampana. Sala wybucha śmiechem, atmosfera staje się nieco luźniejsza. Nagle do Kazimierza Kąkola podchodzi sekretarka z informacją, że ten ma natychmiast zadzwonić do Urzędu ds. Wyznań, bo Karol Wojtyła został papieżem. Kąkol przeprasza zebranych, wychodzi. Nie wierzy w tę informację, ale na wszelki wypadek dzwoni. Zajęte. Dzwoni na drugą linię rządową. To samo. Trzecia linia też zajęta. Próbuje się dodzwonić do Trybuny Ludu i Polskiej Agencji Prasowej. Ku jego zdziwieniu wszystkie te linie także są zajęte. W końcu udaje mu się dodzwonić do polskiego oddziału radzieckiej agencji informacyjnej TASS. Telefon odebrał zaznajomiony z ministrem dziennikarz.
-Walerij, zdies’ Kąkol goworit…
-Pozdrawlaju! Kak papa?
Kazimierz Kąkol zdaje sobie teraz sprawę z faktu, że to prawda. Wraca na salę, wyjmuje portfel i zaczyna ostentacyjnie liczyć pieniądze. Zdumionym gościom oznajmia, że sprawdza, czy wystarczy mu na szampana, bo papieżem został co prawda nie kardynał Wyszyński, ale Karol Wojtyła. Też Polak. Nikt jednak teraz o wznoszeniu toastu nie myśli. Proszą ministra o komentarz. Kąkol wymiguje się. To sprawa zagraniczna, więc wypowiedzieć powinien się podsekretarz Józef Czyrek. Ten odpowiada, że absolutnie nie. To sprawa wyznaniowa, więc skomentować powinien ją minister Kąkol.
Stosunki państwa z Kościołem są dobre – komentuje Kazimierz Kąkol – a wybór kardynała Wojtyły jest sukcesem narodu polskiego.
Józef Czyrek ni z gruchy, ni z pietruchy dodaje, że chodzi o naród, który dzielnie walczył z okupantem hitlerowskim w czasie drugiej wojny światowej i od ponad 30 lat prowadzi pokojową politykę z sąsiadami.
Wtem konferencję przerywa sekretarka informując, że dzwonili z KC i że Kąkol z Czyrkiem mają się natychmiast stawić w Białym Domu jak żartobliwie nazywana jest główna siedziba PZPR. Nikt już jednak nie zwraca na to uwagi, wszyscy są zajęci telefonowaniem i sporządzaniem relacji. Z ulicy Foksal do Komitetu Centralnego jest blisko, kilkaset metrów. Obaj panowie maszerują więc zastanawiając się po drodze, czy nie wypowiedzieli się o wyborze Wojtyły zbyt pozytywnie.
Bo jak się okaże, że przekroczyliśmy kompetencje i należało ten wybór skrytykować, to dwie posady są wolne – konstatuje Kąkol
Na szybko wymyślają wytłumaczenia, że przecież lepszy Wojtyła jako papież w Watykanie niż jako prymas w Warszawie. Ale nikt ich w gmachu KC PZPR o nic nie pyta, bo panuje tam kompletna panika. Gromada partyjnych luminarzy potraciła głowy. Stefan Olszowski jest tak poruszony, że wylewa sobie kawę na swoje jasne spodnie. Wszyscy siedzą w fotelach i rozsyłają na prawo i lewo ciężkie westchnienia. Stanisław Kania – członek BP KC PZPR, Stanislaw Kowalczyk z MSW i Andrzej Werblan od ideologii. Nikt się nie cieszy, choć I Sekretarz Edward Gierek nie wydaje się być zmartwiony.
Tak czy owak trzeba zachować twarz i wysłać do Watykanu depeszę gratulacyjną. Kąkol z Czyrkiem przygotowują na szybko pięć wersji. Krótką i oficjalną. Oficjalną, ale rozbudowaną. Trzecią z odrobiną życzliwości, czwartą z odrobiną serdeczności i w końcu piątą – wylewną. Zostawiając je Stanisławowi Kani do wyboru Kąkol przypomina, że Sowietom trzeba wysłać raport o Wojtyle. To o tyle ważne, że Kazimierz Kąkol dwa tygodnie wcześniej wracałem samolotem z Karolem Wojtyłą z Rzymu po pogrzebie Jana Pawła I. Obaj mężczyźni przez dwie i pół godziny rozmawiali o ZSRR, Chinach, Stanach Zjednoczonych. Kardynał Wojtyła miał dobre rozeznanie w problemach międzynarodowych i sprawiał wrażenie człowieka, który ma poczucie odpowiedzialności za losy świata. Minister Kąkol zrobił z tej rozmowy raport na ponad 10 stron. Teraz wnioskuje, by posłać ten dokument samemu Breżniewowi. A co z depeszą gratulacyjną? Gierek oznajmia, że decyzję podejmie Biuro Polityczne.
W tym samym czasie w Krakowie I Sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – Kazimierz Barcikowski – wraz z pułkownikiem Stefanem Gołębiowskim ze Służby Bezpieczeństwa odbywają właśnie rutynowe spotkanie z organizacją partyjną krakowskich literatów. Informują zebranych, że antypaństwowych dysydentów wspiera arcybiskup Karol Kardynał Wojtyła. Wśród zgromadzonych jest Władysław Machejek – redaktor naczelny Życia Literackiego. Machejek to stary komunista, już przed II wojną działał w Komunistycznym Związku Młodzieży Polski. Od samego początku jest członkiem PZPR i pierwszym laureatem dziennikarskiej Nagrody im. Bolesława Bieruta. Nagle do Machejka podchodzi bufetowa. Cicho szepcze mu do ucha: nasz kardynał. Stary komunista Machejek ryczy na cały głos:
Wojtyła!!! Dwa litry na mój koszt, pani Józiu!
Pułkownik Gołębiowski siedzi oniemiały. Wściekły Kazimierz Barcikowski zrywa się od stołu. Wybiega na zewnątrz, gdzie zaczyna się już pełne szaleństwo i słychać dzwon Zygmunta. Nocne świętowanie potrwa do późnych godzin.