„Dzieci boją się chodzić do szkoły”. Olbrzymi problem wodzisławian
Jak olbrzymi? Bardzo. Mniej więcej 240 sztuk, czyli 24 tony. Tyle bowiem liczy stado dzików, które zatruwa życie mieszkańców wodzisławskiej dzielnicy Jedłownik
Dziki? Są wszędzie. Tak w skrócie można podsumować nasze rozmowy z mieszkańcami Wodzisławia Śląskiego. W Jedłowniku, Karkoszce, Kokoszycach i zapewne nie tylko, bo nikt przecież watah nie śledzi. Nie tylko dlatego, że jest to trudne, ale także (a może przede wszystkim) niebezpieczne. Podobnie jak niebezpieczne są spotkania z tymi zwierzętami – szczególnie jeśli będziemy mieli pecha natknąć się na swojej drodze na lochę z młodymi.
Ja dzieciom nawet nie musiałam zabraniać chodzić do szkoły starą trasą – mówi jedna z mieszkanek Jedłownika –Same przestały. Muszą nadkładać sporo drogi
Sporo, czyli kilometr w dwie strony. Każdego dnia dzieci unikają w ten sposób spotkania z dzikami. Jak długo będzie im się to udawało? Trudno powiedzieć, bo stado jest – ze zrozumiałych względów – coraz większe.
Pół roku temu było jakieś sto sztuk, teraz już około 240. Tak oceniam ja i leśnicy, z którymi rozmawiałem – opowiada w rozmowie z nami pan Józef, mieszkaniec Jedłownika
Niebezpieczeństwo z jednej strony, a straty z drugiej. Zniszczone ogrody, dróżki i – przede wszystkim – pola uprawne to codzienność dla mieszkańców. Wrażenie robią przede wszystkim długie rzędy połamanej kukurydzy.
Ja osobiście naprawiam te szkody nieustannie. Staram się ogrodzić posesję, ale zwierzaki nieustannie niszczą siatkę. A przecież to są już prawie zasieki – mówi pan Henryk, sąsiad Józefa
Ze swoim problemem zwrócili się do nas, a my zadaliśmy pytanie w wodzisławskim Starostwie Powiatowym. Oto odpowiedź, którą otrzymaliśmy (zachowujemy pisownię oryginalną wraz z podkreśleniami):
Wydział Ochrony Środowiska Starostwa Powiatowego w Wodzisławiu Śląskim potwierdza, że docierają do niego informacje od mieszkańców, dotyczące bytowania dzików w rejonie ich posesji. Jak Pan sam jednak zauważył, mieszkańcy zgłaszają zniszczenia w uprawach i ogrodach. Z przykrością muszę poinformować, że w takiej sytuacji niestety starosta jako organ administracji nie posiada kompetencji do podejmowania jakichkolwiek działań. Mają je myśliwi oraz służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo, a jednym z podmiotów ustawowo zobowiązanym do zapewnienia bezpieczeństwa jest Samorząd Miejski, na czele którego stoi wójt/burmistrz/prezydent miasta.
Zgodnie z art. 45 ust. 3 Prawa łowieckiego „W przypadku szczególnego zagrożenia w prawidłowym funkcjonowaniu obiektów produkcyjnych i użyteczności publicznej przez zwierzynę, starosta, w porozumieniu z Polskim Związkiem Łowieckim, może wydać decyzję o odłowie, odłowie wraz z uśmierceniem lub odstrzale redukcyjnym zwierzyny”.
Oznacza to, że muszą jednocześnie nastąpić dwie okoliczności: musi wystąpić szczególne zagrożenie oraz zagrożenie to musi dotyczyć obiektów produkcyjnych i użyteczności publicznej. Starosta NIE MOŻE wydać decyzji o odstrzale redukcyjnym w przypadku gdy dzika zwierzyna narusza prywatne pola, ogrody, łąki itp. Wówczas do gry wchodzą ewentualnie przepisy dot. zapewnienia bezpieczeństwa na terenie gminy (jeżeli dochodzi do zagrożenia bezpieczeństwa), a tu organem właściwym jest wójt/burmistrz/prezydent, a także służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo.
Skargi mieszkańców dotyczą niszczenia prywatnych pól, łąk, trawników itp. Niestety tutaj Starosta niewiele może zrobić, gdyż to nie jego kompetencja, a Polskiego Związku Łowieckiego, względnie Prezydenta Miasta (gdy mowa o zagrożeniu bezpieczeństwa). Za redukcję populacji dzików (inną niż odstrzał redukcyjny, o którym mowa wyżej) odpowiada Polski Związek Łowiecki i jego organizacje lokalne, czyli Koła łowieckie. To one sporządzają roczne i wieloletnie plany łowieckie. Zgodnie z nimi na terenie powiatu wodzisławskiego koła łowieckie uśmiercają nawet kilkaset dzików rocznie. Sytuacje konfliktowe pomiędzy ludźmi a dziką zwierzyną wciąż się jednak zdarzają.
W tym miejscu trzeba wspomnieć, że dziki są własnością Skarbu Państwa, a nie samorządów.
Czy zatem to w gestii Prezydenta leży rozwiązanie problemu? Zadaliśmy to pytanie w wodzisławskim magistracie i czekamy na odpowiedź. Z kolei swój punkt widzenia zaprezentowali już działacze stowarzyszenia Wodzisław 2.0 poruszający ten temat na niedawnym przedwyborczym spotkaniu z Mieczysławem Kiecą.
Prezydent uciekł od tematu. Nie udzielił żadnej odpowiedzi, mimo że na niego naciskałem – mówi Alan Szatyło reprezentujący stowarzyszenie
Co dalej będzie się działo w tym temacie? Do sprawy będziemy wracać już niebawem.