Gwałty, morderstwa i rabunki. Sowieci wkroczyli na Śląsk. [UWAGA: DRASTYCZNE!]
27 stycznia 1945 roku rozpoczęło się oblężenie Żor i Rybnika, a tym samym najważniejszych punktów Ziemi Rybnickiej i Wodzisławskiej. Dla ludności regionu rozpoczął się kolejny akt wojennego dramatu.
Wieczna chwała bohaterom walk o wolność i niepodległość naszej ojczyzny – głosił czerwony napis na granitowym pomniku poległych żołnierzy radzieckich na rybnickim cmentarzu komunalnym. Na przełomie zimy i wiosny roku 1945 na Górnym Śląsku nie było chyba nikogo, kto zgodziłby się z tymi słowami. Przeciwnie: sowieccy żołdacy mogli kojarzyć się ze wszystkim, tylko nie z wolnością i prawem do chwały. Byli w istocie bezwzględnymi łupieżcami.
Mój sąsiad Nowak miał powieszoną flagę polską – wspomina pan Bronisław z Rybnickiej Kuźni. Długą, sięgającą z piętra aż do samej ziemi. Przyjechał oficer na koniu, zerwał ją i zrobił z niej paczkę. Pozawijał w nią zdobyczne precjoza i wysłał do domu. U sąsiadów z kolei, tam gdzie się skryliśmy, też chcieli wódki. Jeden z żołnierzy podpalił firanę. Pozwolił ją ugasić dopiero wówczas, gdy gospodarz przypomniał sobie, że ma na strychu butelkę wina i przyniósł ją żołnierzom.
Nie miały tu jednak miejsca aż takie bestialstwa jak na tej części Górnego Śląska, która przed 1 września 1939 roku należała do Niemiec. Wspominał o tym w programie Tajemnice Śląska prof. Roman Kochnowski, historyk:
Sowieccy oficerowie mniej lub bardziej oficjalnie nakazywali powstrzymywać się od morderstw i gwałtów na ludności cywilnej, co oczywiście szeregowi żołnierze traktowali dość swobodnie, choć mieli się zachowywać w miarę przyzwoicie. Gorączkowo dopytując jak daleko jest germańska granica czasem „mylili się”. Tak było w przypadku Przyszowic, które należały przed wojną do Polski, a gdzie Sowieci urządzili masakrę miejscowej ludności.
W Przyszowicach większość kobiet zgwałcono, zamordowano 58 osób, a zabudowania puszczono z dymem.
Brata mojej mamy, mojego wujka, zastrzelił jakiś Rosjanin, gdy znaleźliśmy schronienie u sąsiadów, u Kotowalskich – kontynuuje swoją opowieść pan Bronisław. Nie mieliśmy się gdzie podziać, poniewieraliśmy się. Aż w końcu uciekliśmy na Grabownię.
Im dalej na zachód od granicy, tym bardziej żołdakom puszczały hamulce. Dantejskie sceny rozgrywały się na podgliwickich czy podopolskich wsiach, gdzie zamordowano tysiące ludzi, a pijani żołnierze grali w piłkę odciętymi głowami. Nie oszczędzano duchownych – tak protestanckich, jak i księży katolickich. Pastwiono się szczególnie nad tymi, którzy stawali w obronie parafian. Proboszcza w Kielczy zamordowano wraz z czterema parafianami. Nie inaczej postąpiono z księdzem proboszczem w Ujeździe, którego brutalnie pobito, a mieszkające z nim dwie jego siostry zostały zgwałcone. Plebanię podpalono.
Jeden z najstraszniejszych znanych przykładów to zbiorowy gwałt radzieckiego żołdactwa na kobiecie na oczach jej męża. Siedemnastu zwyrodnialców, jeden po drugim, gwałciło nieszczęsną kobietę, rzuconą na maskę jeepa. Po wszystkim bolszewicki oficer w pochwę kobiety wsadził pistolet sygnałowy i pociągnął za spust. Kobieta spłonęła żywcem od środka na oczach męża. Flara spaliła jej wnętrzności. Na szczęście, parę godzin później tych samych ”wyzwolicieli’’ dopadł oddział Wehrmachtu i zrobił z nimi porządek. Jedynego wziętego jeńca oddano zrozpaczonemu mężowi, który bandziora rozpruł siekierą. (za: II wojna światowa w kolorze).
Epilogiem tej Tragedii Górnośląskiej było więzienie ludzi pochodzących z Górnego Śląska i ich deportacja na katorgę do ZSRR. Oblicza się, że wywieziono 30000-45000 mężczyzn. Nie wrócił co trzeci, a wielu wkrótce po powrocie zmarło. Podobnie wywieziono wyposażenie olbrzymiej części zakładów przemysłowych, infrastruktury kolejowej i dzieła sztuki. Przed II wojną często nazywano Śląsk Perłą w Koronie lub Kwiatem Europy Środkowej. Na przełomie zimy i wiosny 1945 roku mało kto przypuszczał, że Kwiat będzie mógł jeszcze kiedykolwiek zakwitnąć.