Jak politycy okładają się Ślązakiem

Polska przypomina sobie o legendzie futbolu z Górnego Śląska, a prasa alarmuje, że Niemcy chcą usunąć grób polskiej legendy
O Śląsku Polska tradycyjnie przypomina sobie, gdy coś się dzieje – zgodnie z zasadą, że Rzeczpospolita jest jak Matka Boska Piekarska: piękna, ale nierealna. Tym razem chodzi o Ernesta Wilimowskiego, urodzonego w 1916 roku w Katowicach (wówczas Kattowitz) jako Ernst Otto Pradella. Wilimowski z pewnością zasłużył na miano legendy futbolu. Był wychowankiem 1. FC Katowice – klubu postrzeganego jako niemiecki. Od 1934 roku reprezentował barwy Ruchu Wielkie Hajduki (dziś Ruch Chorzów), z którym czterokrotnie sięgał po tytuł mistrza Polski, imponując skutecznością strzelecką. W reprezentacji Polski zdobywał bramki z łatwością – w 1938 roku, w meczu mistrzostw świata przeciwko Brazylii, strzelił aż cztery gole.
Jednak określanie Wilimowskiego mianem polskiej legendy jest uproszczeniem i nie oddaje złożoności jego życiorysu. Po wybuchu II wojny światowej piłkarz grał w niemieckich klubach oraz w reprezentacji III Rzeszy. Po wojnie został całkowicie wymazany z historii polskiego futbolu. Nigdy nie wrócił na Górny Śląsk, choć w 1995 roku Ruch Chorzów zaprosił go na jubileusz 75-lecia klubu, a jedną z przyczyn odrzucenia zaproszenia miały być publiczne wypowiedzi jednego z czołowych dziennikarzy sportowych w Polsce, Bohdana Tomaszewskiego, który nazwał Wilimowskiego zdrajcą. Dwa lata później Wilimowski zmarł w w Karlsruhe, gdzie został pochowany. Teraz jego grób może zostać zlikwidowany – część cmentarza, w której się znajduje, ma zostać przeznaczona na inne cele. Temat podjął Przegląd Sportowy, co dla wielu stało się okazją do emocjonalnych komentarzy, nie zawsze wolnych od antyniemieckich resentymentów. A przecież skomplikowana biografia Wilimowskiego powinna raczej skłaniać do refleksji nad losem ludzi pogranicza, wplątanych, często wbrew swojej woli, w nacjonalistyczne konflikty XX wieku.
Czy był zdrajcą? Urodził się jako Ernst Otto Pradella w niemieckim Kattowizt, należącym wtedy do Cesarstwa Niemieckiego. Matka – Paulina Pradella – była Ślązaczką niemieckiego ducha, jak napisał o niej niemiecki biograf Wilimowskiego, jego zięć Karl-Heinz Haarke. Ojca nigdy nie poznał – prawdopodobnie zginął podczas I wojny światowej. Do 1922 roku Wilimowski był obywatelem Niemiec. Po plebiscycie i podziale Górnego Śląska Katowice znalazły się w granicach Polski, a on – mając sześć lat – stał się obywatelem II RP. W 1929 roku został usynowiony przez Romana Wilimowskiego, polskiego męża swojej matki.
Dziś kibice Ruchu Chorzów, którzy od lat opiekowali się jego grobem, prowadzą zbiórkę na ekshumację i przeniesienie szczątków wybitnego piłkarza. Wilimowski to dla wielu symbol sportowego dziedzictwa Górnego Śląska, niezależnie od klubowych sympatii.
Pomysł wsparcia przenosin grobu wysunął europoseł Łukasz Kohut, proponując, by piłkarskie związki z Niemiec i Polski wspólnie sfinansowały ten cel. Jego apel spotkał się z krytyką ze strony posła Pawła Jabłońskiego, który przypomniał, że Wilimowski grał dla hitlerowskich Niemiec i że polski związek nie powinien finansować przenosin grobu „zdrajcy”.
Spór przeniósł się do mediów i sieci, gdzie jedni oburzają się na Kohuta, inni na Jabłońskiego. Tymczasem pamięć o Wilimowskim znów dzieli, zamiast łączyć – tak jak jego biografia, naznaczona wyborami, które trudno jednoznacznie oceniać z perspektywy współczesnej, zwłaszcza gdy dotyczą młodego człowieka, który – być może – chciał po prostu grać w piłkę i uniknąć wcielenia do Wehrmachtu. Ale nie ma się czym martwić. W przedwyborczym zgiełku afera o Wilimowskiego ucichnie, podobnie jak jakikolwiek rzeczowy dyskurs o Górnym Śląsku. Do kolejnej bitwy o górnictwo, śląską mowę, piłkarzy, dziadka z Wehrmachtu lub cokolwiek innego. I potem znów piękna Rzeczpospolita wróci na swój piedestał, a Ślązacy wrócą do zajęć. Smutno.
A na koniec przypominam zagadkę:
-Dzięki jakiej redakcji Polska Reprezentacja zdobyła swój pierwszy medal na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium w 1972 roku?
-Dzięki redakcji Przeglądu Sportowego, który urządził sobie krucjatę przeciwko Wilimowskiemu w 1936 roku, przez co ten nie pojechał na Igrzyska w Berlinie, gdzie Polska zdobyła 4. miejsce.