Historia

Józef i jego wielka śląska miłość

Oto opowieść o przelotnych romansach i wielkiej miłości, o młodzieńczych marzeniach i braku perspektyw, o problemach finansowych, aranżowanym małżeństwie i rodzinnym konflikcie

Wszystko – niczym u Jane Austen – podlane sosem epoki napoleońskiej, arystokratycznych konwenansów i konserwatywnych obyczajów. Ale to nie fikcja. To zdarzyło się naprawdę. I to nie w dalekiej Anglii, tylko tutaj, w Górnym Śląsku.

Jak na prawdziwego romantyka przystało, Joseph von Eichendorff pozostawił po sobie nie tylko pokaźną twórczość we wszystkich gatunkach literackich (608 wierszy, 3 poematy epickie, 9 sztuk teatralnych, 13 nowel i opowiadań oraz powieść), ale i całą rzeszę złamanych niewieścich serduszek. Nie był jednak pełnokrwistym playboyem bo i jemu całkiem często zdarzało się miewać krwawiące serce. Jedną z jego pierwszych wielkich miłości była Karolina von Pitsch. W rodzimych Łubowicach rozkochiwał w sobie córki miejscowych chłopów. W nieodległej (1,5 km) Brzeźnicy córkę młynarza. Podarował jej pierścionek zaręczynowy. Skończyło się tym, że młynarz gonił absztyfikanta przez całą wieś, a córkę wysłał na rok zagranicę. Gdy wróciła oddała młodemu baronowi pierścionek. Złamane wówczas serce leczył Joseph przenosząc na papier swoje uczucia w wierszu In einem kühlen Grunde, choć niektóre źródła podają, że adresatem lirycznym tego utworu nie była córka młynarza z Brzeźnicy a Käthchen Förster, córka bednarza z Heidelbergu, gdzie parę lat później Joseph wraz z bratem, Wilhelmem, zamieszkiwali u jej wujka podczas studiów na miejscowym, słynnym uniwersytecie. Przed tamtymi studiami Joseph i Wilhelmem uczyli się w Gimnazjum Świętego Macieja we Wrocławiu. Tam brali udział w pierwszych balach i wieczorkach tanecznych, na które przychodziły dziewczyny ze szkoły Urszulanek. Tam też chodzili na koncerty, do teatru i opery. I to tam wpadła Josephowi w oko młoda aktorka Amalia Schaffner.

Pewnego dnia braci odwiedziła we Wrocławiu matka. Przyjechała wraz z ciekawą wielkiego świata 12-letnią Luizą von Larisch, córką baronostwa z oddalonego o kilkanaście kilometrów od Łubowic Pogrzebienia. Luiza sama uczyła się w szkole z internatem prowadzonymi w Nysie przez siostry Magdalenki. Ale Nysa to nie to samo co stołeczny Wrocław, więc gdy tylko nadarzyła się okazja podróży z panią Eichendorff, skorzystała z niej by zobaczyć wielkie miasto. Po raz drugi Joseph i Luiza spotkali się dopiero 5 lat później. Luiza była już wtedy piękną, dorosłą niemal, dziewczyną. Nic dziwnego, że Joseph z miejsca się zakochał. Przez całe lato 1809 r. wybierał się na długie wycieczki do Pogrzebienia. Pieszo choć drogą przez Racibórz było to ze 20 km w jedną stronę. Ale czego nie robi się dla miłości? Wspominał później, że musiał wyruszać z Łubowic już bladym świtem. Ale było warto. Spędzali z Luizą cały dzień. Siedzieli, spacerowali, rozmawiali na różnorakie tematy, leżeli w zbożu, schodzili do piwnicy, skakali przez płot (młodzieniec był jednak najwyraźniej dżentelmenem bo zarzekał się we wspomnieniach, że w czasie tych skoków nie podglądał 😉). Czasem Joseph siadał na skraju lasu Widok i godzinami wpatrywał się w pogrzebieński pałac, gdzie mieszkała wybranka jego serca. Wiele lat później (w 1907 r.) celem odpowiedniego upamiętnienia owego miejsca pod lasem, gdzie słynny poeta zwykł w młodości przesiadywać, przetransportowano tam ważący ponad 20 ton głaz czerwonego granitu. Wiele kolejnych lat później (w 1945 r.) nowa, polska władza ów obelisk wysadziła w powietrze. Wszak Eichendorff pisał po niemiecku…

Tamtego romantycznego lata 1809 r. Joseph i Luiza się zaręczyli. Jego rodzice nie przyjęli jednak tej nowiny z radością. Choć Larischów znali i lubili, to jednak ci drudzy byli tak samo biedni jak Eichendorffowie. Chociaż jedni i drudzy mieszkali w pałacu. Ojciec Josepha, Adolph, nie należał – delikatnie mówiąc – do gigantów biznesu. Zrobił wprawdzie dobry interes na zakupie i odsprzedaży po kilku latach zamku w Toszku, ale na innych przedsięwzięciach sporo stracił. Łubowicki majątek obciążony był więc gigantyczną hipoteką. Sposobem na spłatę długów i – tym samym – uniknięcie wizyty komornika był… ślub Josepha z dziewczyną, która zagwarantowany miała wystarczająco duży posag. A taka partia znalazła się całkiem blisko. To hrabianka Julia von Hoverden, wychowanica i spadkobierczyni po wujku Josepha, Johannie Friedrichu von Eichendorff, właścicielu Tworkowa i Szylerzowic. Zakochany po uszy Joseph nie chciał jednak w ogóle o pomyśle rodziców słyszeć. Ci jednak liczyli po cichu, że kochliwy syn szybko pozna kogoś nowego i zapomni o Larischównie. Gdy więc jesienią wyjechał znów z Wilhelmem do Berlina na cykl filozoficznych wykładów, w kolejnym roku do Wiednia na studia prawnicze (które potrwały aż do 1812 r.), a po klęsce Napoleona w Rosji zaangażował się w walkę z Francuzami, byli pełni nadziei, że Luiza w końcu wyparuje z jego głowy. Uczucie było jednak silniejsze. Młodzi pisali do siebie listy i wiersze. Gdy, wiosną 1813 r., Joseph, jako świeżo upieczony prawnik, pod wpływem odezwy „Do mojego ludu” króla Fryderyka Wilhelma III wstąpił do śląskiego Korpusu von Lützowa, Luiza wyraziła poetycko w wierszu obawę o jego życie. Szczęściem dla niej (i dla rzeszy jego późniejszych czytelników) działania wojenne omijały go jednak szerokim łukiem. Dla niego z kolei było to wielkie nieszczęście i rozczarowanie, hańba wręcz. Jak każdy romantyk marzył o bohaterskich czynach podczas decydujących bitew. Dodatkowo oliwy do ognia dolewał fakt, że z powodów finansowych nie mógł liczyć na karierę oficerską, gdyż nie było go stać na mundur i konia. Po pokonaniu Napoleona, w 1814 r., został zwolniony ze służby i na polecenie szefa sztabu, otrzymał stanowisko sekretarza w Głównym Komisariacie Wojennym w Berlinie.

Na początku 1815 r., po jednej z wizyt młodego urzędnika wojskowego w Śląsku, okazało się, że Luiza jest w ciąży (nie dziwota, skoro młodzi widywali się w tamtych czasach tak rzadko). Joseph uzyskał zgodę swego przełożonego, generała Augusta von Gneisenaua, i czym prędzej wyjechał do Łubowic prosić rodziców o zgodę na ślub i błogosławieństwo. Jednak nawet w tej sytuacji rodziciele pozostali nieugięci. Odmówili wręcz udziału w uroczystości, którą on – bez ich udziału – zorganizował. Gdy cała Europa zadrżała znów ze strachu, bo oto Napoleon po ucieczce z Elby, triumfalnie wkroczył do Paryża i szykował się do ostatecznej rozgrywki z nieprzyjacielami, we wrocławskim kościele św. Wincentego Joseph i Luiza przyjęli sakrament małżeństwa. Krótko później młodzi małżonkowie wyjechali do Berlina, gdzie zamieszkali u jego przyjaciół. Wichry nowej wojny wiały już jednak z całej siły i Joseph szybko zmuszony był opuścić młodą żonę by – wraz z feldmarszałkiem von Blücherem – pobić ostatecznie Francuzów pod Waterloo. Znów jednak główne działania wojenne go ominęły, co w późniejszych latach było przyczyną jego frustracji. Na otarcie łez pozostało mu triumfalne wkroczenie do Paryża. Tymczasem 30 sierpnia, w Berlinie, urodził się ich pierworodny syn, Hermann.

Luiza i Joseph doczekali się jeszcze czworga dzieci. Przeżyli razem 40 lat, szczęśliwie, choć z urzędniczej pensji Josepha klepali biedę. On miał do siebie wieczne pretensje, że nie może żonie zapewnić statusu, na który ona – w jego mniemaniu – zasługuje. Luiza zmarła w 1855 r. Niemal równo 2 lata później odszedł też osamotniony Joseph. Rocznica jego śmierci przypada dziś.

Na zdjęciu nr 1 Joseph i Luiza na tle pałacu w Pogrzebieniu w wyobrażeniach czata GPT. Na zdjęciu powyżej prawdziwy pogrzebieński pałac. Poniżej utwór Eichendorffa w śląskojęzycznym przekładzie Mirosława Syniawy, tegorocznego laureata Kamrata Ślōnskij Gŏdki. Zwracam uwagę na drugą zwrotkę. Czy Joseph wspomina tu las Widok w czasie późnego powrotu z Pogrzebienia? Nie wiem, ale taka interpretacja bardzo mi się podoba…

Forbaj

To niy ma już tyn stary strōm,
Co stoł sam dŏwno tymu,
Kaj postrzōd kwiŏtkōw siŏdoł żech
Nad rozświetlōnōm ziymiōm

To niy ma już tyn las, kaj w dōł
Szoł z wiyrchu cichy powiyw,
Jak ech ôd lipsty nocōm gnoł
Z sercym fol śpiywek nowych

To niy ma ta dolina, kaj
Sŏrniki sie pŏsali,
A my bez noc tysiōnczny rŏz
Na siebie wyglōndali

A przecã świat durch mody je,
To je tyn strōm, dolina, las,
I jyno tyś zestarzoł sie,
Skōńczōł sie miyłowaniŏ czas

Rafał Adamus

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button