Historia

Lew z Gaszowic, lwica z Opawy

Elza to filmowa lwica, która stała sie sławna dzięki amerykańskiej produkcji filmowej z roku 1966

Ta nieco zapomniana już dzisiaj opowieść dotyczy przyjaźni pomiędzy zwierzętami i ludźmi – wielu uważa, że Elza a afrykańskiego buszu jest jedną z najlepszych podejmujących ten temat ze wzgledu na idę szacunku dla dzikiej przyrody. W 1996 roku pojawiła sie nowa wersja tej filmowej historii. Oba obrazy powstały w oparciu o książkę Joy Adamson. Utwór ten w gruncie rzeczy jest biografią autorki i jej męża, którzy mieszkali w Afryce, walcząc o ochronę dzikich zwierząt. Pisarka tak naprawdę nazywała się Frederike Gessner (1910-1980) i urodziła się w pobliskiej Opawie, do której przeniósł się jej dziadek, syn książęcego leśniczego z Jeruzalem w Gaszowicach.

Frederike Gessner po studiach w Wiedniu wyruszyła do Afryki. Wychodziła za mąż trzy razy i dopiero ostatni związek ze strażnikiem dzikej przyrody, Georgem Adamsonem, okazał się trwały. Małżeństwo osiadło w Kenii i poświęciło się chronieniu dzikiej przyrody, jak również przywracaniu do życia na wolności zwierząt urodzonych w niewoli. To właśnie w Kenii para odnalazła trzy osierocone lwiątka, które wychowała i później wypuściła na wolność, co stało się kanwą późniejszej ksiażki Born free wydanej w 1960 roku. Niezłomność pisarki była błogosławieństwem dla dzikiej przyrody Afryki, ale doprowadzała do wściekłości kłusowników i handlarzy zwierzętami. Frederike Gessner, kilka dni po jej siedemdziesiątych urodzinach, w roku 1980, zamordowano na terenie parku narodowego w Kenii. Ta wyjątkowa postać odziedziczyła rodzinne tradycje uporu i samodzielności. Jej dziadek Carl Weisshuhn (1837-1919) urodził się w leśniczówce książęcej w przysiołku Jeruzalem na terenie dzisiejszych Gaszowic – przysiółek ten musiał być rozległy, ponieważ nazwa Jeruzalem odnosi się obecnie również do dwóch innych miejscowości: Jejkowic i Szczerbic i jest kojarzona głównie z kaplicą na ulicy Sumińskiej. Leśniczówka w której urodził się Carl Weisshuhn to najprawdopdobniej dawna karczmie, która w XVIII wieku znajdowała się naprzeciw dzisiejszej restauracji Baśniowa. Syn leśniczego z Gaszowic został ochrzczony w lyseckim kościele a kiedy osiągnał dojrzałość, wyruszył w świat. Przeniosł się do Opawy i zaczął inwestować w młyny wodne, które służyły do napędzania pił tartacznych. Bardzo prawdopdobne, że przyszłego przedsiębiorcę zainspirował młyn tartaczny w Suminie, którego istnienie jest pośredni zasługą rudzkich cystersów. Czas pokazał, że Carl Weisshuhn był wyjątkowo rzutkim przedsiębiorcą – został właścicielm kilku tartaków, które produkowały podkłady kolejowe, co związane było również z inwestycjami przedsiębiorcy w linie kolejowe na Morawach i Śląsku. Apetyt i pomysłowość Carla Weisshuhna były ogromne – z czasem kupił nawet całe uzdrowisko niedaleko Opawy. Największą inwestycja Carla Weisshuhna była jednak fabryka papieru w Žmirovicach. Przyniosła ona ogromne zyski, zwłaszcza podczas pierwszej wojny światowej, kiedy przedsiębiorca wpadł na pomysł, by zaopatrywać wojsko w papierowe torby. Zakład stworzony przez syna gaszowickiego leśniczego stoi po dziś dzień a produkcja papieru idzie tam pełną parą. Rozmach Carla Weisshuhna nie miał ograniczeń. W latach osiemdziesiątych XIX wieku wpadł on na pomysł, by zainwestować w poszukiwanie złota w USA, więc wyruszył za Atlantyk. Na miejscu zaprzyjaźnił się z Thomasem Edisonem, który przekonał go do inwestowania w nowoczesność, więc śląski przedsiębiorca zarzucił pomysł poszukiwania cennych kruszców i powrócił do Opawy, po czym przystapił do budowania zapory na Moravicy. Stała się ona dla mieszkańców regionu dobrodziejstwem, bo dzięki niej pojawił się zbiornik wody pitnej oraz energia elektryczna. Lokalizacja zapory była tak dobra, że współczesny jej odpowiednik stoi prawie w tym samym miejscu, służąc w podobny sposób mieszkańcom Opawy, Ostrawy i innych przyległych miejscowości. Podróż do Ameryki zaowocowała również kupnem samochodu – był to pierwszy taki pojazd w Opawie. Po pierwszej wojnie światowej śląski przedsiębiorca był już leciwy ale w pełni sił. Nie dane mu było jednak realizować reszty pomysłów, poniewaz zginął tragicznie podróżując po lesie saniami. Osierocił trzynaścioro dzieci, które zostały dziedzicami jednej z największych fortun na austriackim Śląsku.

Historie Opawy i Gaszowic łączą się bardzo silnie. Bez ducha wolności i uporu gaszowickiego synka, nie byłoby być może ducha wolności i uporu jego wnuczki a bez tego kenijska lwica pozostałaby w klatce, zaś dziką przyrodę jej kraju zdewastowano by nieodwracalnie. Tylko ludziom źle wykształconymi i słabo poinformowanym wydaje się, że wsie nie są godne szacunku oraz uwagi, ponieważ nie mają pozalokalnego znaczenia. Bez synka z Gaszowic, ludzie z miasta Opawy nie mieliby być może jeszcze przez długie lata pojęcia o tym, jak wygląda samochód i jak ujarzmić rzekę, by była źródłem elektryczności oraz jak można zarabiać na produkcji papieru przez przeszło sto lat. Wieś potęgą jest i basta!

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button