Mąż kazał przestać jej szukać? Ujawniamy dziwne szczegóły zaginięcia Marty z Pawłowic
To jedna z najdziwniejszych i do dziś nierozwiązanych spraw w naszym regionie. W tym roku minęło 15 lat od zniknięcia 20-latki
Dziś miałaby już 35 lat. Marta Bieniaszewska urodzona w 1989 roku była najmłodszą z trójki rodzeństwa w rodzinie Podleśnych. Dorastała w Jastrzębiu, ale od 2009 roku mieszkała w Pawłowicach wraz z mężem i ich synkiem Olivierem. To właśnie w Pawłowicach miało miejsce jedno z najdziwniejszych zaginięć ostatnich kilkunastu (jeśli nie kilkudziesięciu dekad). 9 czerwca 2009 roku Marta wyszła z domu wcześnie rano, planując zakupy w Jastrzębiu. Chciała też spotkać się tam z koleżanką. Ostatni raz była widziana około godziny 8 rano w Jastrzębiu. Jej siostra próbowała dodzwonić się do niej o 11:00, ale telefon Marty był wyłączony.
Nikt już nigdy więcej Marty ani żywej, ani martwej, nie zobaczy.
Pewne światło na te wydarzenia może rzucić to, co wydarzyło się na dzień przed zaginięciem. 8 czerwca Marta przystąpiła do egzaminu na prawo jazdy, którego niestety nie zdała. Od razu jednak to zapisała się na kolejny egzamin. Wieczorem tego samego dnia rozmawiała telefonicznie z siostrą o swoich planach. Nic nie wskazywało na to, by chciała zniknąć czy rozpocząć nowe życie.
9 czerwca po południu mąż Marty – Krzysztof – zaczął się martwić. Żona nie wróciła do domu i nie odpowiadała na próby kontaktu. Tego samego wieczora zgłosił zaginięcie na policji. Bliscy zaczęli szukać na własną rękę, rozwieszali plakaty i pytali okolicznych mieszkańców. Oddajmy głos Iwonie – siostrze zaginionej:
W dniu zaginięcia około godziny 10.00 rano próbowałam się do niej dodzwonić, ale jej telefon był już wyłączony. W godzinach popołudniowych zadzwonił do mnie jej mąż z zapytaniem, czy nie ma u mnie Marty bo rano pojechała do Jastrzębia i nie można się do niej dodzwonić. Początkowo pomyślałam, może rozładował jej się telefon, ale czas płynął, a Marta nie wracała do domu. O 20:00 skończyłam pracę i od razu pojechałam do nich do domu. Wiedziałam, że musiało stać się coś złego, bo Marta nigdy wcześniej nie znikała na cały dzień. Krzysiek jej mąż zapewniał mnie, że nie wie co mogło się stać i że nawet się nie pokłócili. Nie miała powodów, by tak wyjść i się nie odzywać, a po za tym zawsze jak było coś nie tak, dzwoniła albo przyjeżdżała, żeby móc się poradzić lub wygadać. Jeszcze tego samego wieczoru Krzysiek, jej mąż, pojechał na policję i zgłosił zaginięcie. Zaczął się koszmar, który trwa do dziś… Było kilkanaście różnych dziwnych telefonów, ale żaden z nich nie wskazywał, że to właśnie o Martę chodzi. Było nawet podejrzenie, że Marta mogła wyjechać do Londynu, bo ma tam kolegę z którym podobno pisała e-maile, a paszportu Marty nie można było znaleźć w domu. Ja osobiście rozmawiałam z tym chłopakiem i zapewniał mnie, że Marty u niego nie ma.
Jeśli Marty nie ma ani na Śląsku, ani w Londynie, to gdzie jest? To pytanie zadawały sobie setki osób latem 2009 roku. Prawdę chcieli poznać jej bliscy, którzy dosłownie zasypali okolicę prośbami o jakiekolwiek wiadomości.
Kilka dni po zaginięciu Marty wydrukowałam plakaty z jej zdjęciem, opisem i numerem telefonu kontaktowego. Wspólnie ze znajomymi okleiliśmy jej zdjęciami całe Jastrzębie i Pawłowice – wspomina siostra
Do tego momentu mąż wspierał rodzinę Marty. Na tym jednak ich zgodna współpraca się zakończyła. Wkrótce po zaginięciu zaczną się bowiem dziać rzeczy co najmniej zaskakujące. A mąż Marty będzie w tej sprawie jednym z głównych bohaterów.
Najpierw pojawiły się plotki, że Marta mogła wyjechać za granicę, jednak te informacje nie zostały potwierdzone. Jasnowidz Krzysztof Jackowski wskazał, że Marta mogła przebywać w Łodzi, jednak rozwieszone tam plakaty nie przyniosły żadnych informacji. Kilka tygodni po zaginięciu rodzina otrzymała wiadomość od Marty, w której ta twierdziła, że wyjechała i prosiła o opiekę nad synkiem. Siostra Marty wątpiła, że to zaginiona napisała tę wiadomość, ponieważ była oddaną matką i nie zostawiłaby syna.
Pszczyńska policja w tej sprawie zrobiła niewiele. Wspólnie z rodziną i znajomymi przeczesaliśmy pobliski lasek w Pawłowicach. Zrobiliśmy to bez pomocy Policji, bo dla nich to była chyba zbyt błaha sprawa. Byliśmy u jasnowidza Jackowskiego, ale z tego co on opisał nic nam się nie zgadzało. W Łodzi, bo na tę miejscowość wskazał Pan Jackowski tak na wszelki wypadek zostały rozwieszone plakaty o zaginięciu Marty, niestety nie było żadnego odzewu. Ja 09.06.2010 r. w równy rok od zaginięcia Marty byłam u wróżki, która powiedziała mi, że Marta żyje.
W tym momencie na arenę wkracza mąż Marty, który – niedługo po jej zaginięciu – złożył wniosek o separację, a później o rozwód. Zakończenie małżeństwa zostało orzeczone w roku 2011. Mąż Krzysztof rozpoczął nowe życie. Jakby tego było mało, Krzysztof śle do jednej z fundacji zajmującej się poszukiwaniami zaginionych wniosek, by ta… zaprzestała jakichkolwiek działań i usunęła dane Marty ze swych stron. Krótko mówiąc: były mąż stara się, by zaginionej nikt nie szukał.
List siostry Marty
Moja siostra Marta Bieniaszewska zaginęła 9 czerwca 2009 r . Podejrzane zachowanie męża mojej siostry jest przez policje całkowicie ignorowane. Większość faktów wskazuje na to, że mój szwagier może mieć coś wspólnego ze zniknięciem mojej siostry. Proszę o nagłośnienie sprawy bo wiem, że to jedyna szansa na poznanie prawdy o tajemniczym zaginięciu mojej ukochanej siostry. Marta ma synka, Olivierka, nigdy nie zostawiłaby go i nie uciekła jak twierdzi jej mąż. Po około miesiącu od zaginięcia wyłączył się całkowicie z poszukiwań, poznał inną kobietę, która się do niego wprowadziła. Pod koniec lipca złożył wniosek o separację. Następnie wpadł na pomysł wymeldowania mojej siostry z ich wspólnego mieszkania pod jej nieobecność. Nie utrzymywał z nami żadnego kontaktu i zabronił nam się kategorycznie spotykać z dzieckiem mojej siostry, co było dla mnie i naszej mamy ogromnym ciosem. Po kilku miesiącach zmienił nagle zdanie i już mogłyśmy widywać małego Olivierka. Dowiedziałam się, że poznał w tym czasie kolejną dziewczynę, która ma roczne dziecko i do dziś mieszkają razem. Następnie złożył wniosek o alimenty. Dostał pozytywny wyrok, jednak alimenty nie są pobierane, ponieważ nie można ich pobrać od osoby zaginionej. Następnie zgłosił do fundacji Itaka, że siostra już nie jest zaginiona i poprosił o usunięcie jej z bazy osób zaginionych. Na policji kilkakrotnie zmieniał zeznania. 31.03.2011 r. odbyła się sprawa rozwodowa z powództwa męża Marty. Dostał rozwód.
Pytań w sprawie zaginionej Marty jest bez liku:
Jak to możliwe, że nikt z sąsiadów, pasażerów autobusu czy w końcu mieszkańców Jastrzębia nie widział Marty tego dnia? Pogranicze Pawłowic, Żor i Jastrzębia to duże skupisko ludności, jednak Marta nie była widziana przez nikogo. I skąd nagle głosy, że zaginiona wyjechała za granicę (np. do kolegi w Londynie) czy do brata mieszkającego w Niemczech, skoro dzień wcześniej umawiała egzamin? Czy młoda kobieta, matka niespełna rocznego dziecka, mogła nagle zniknąć, pozostawiając na pastwę losu wszystko, co znała i kochała? Czy była to decyzja podjęta z własnej woli, czy też może stało się jej coś złego? Każda sprawa zaginięcia jest jak układanka, w której każdy szczegół może mieć znaczenie. Być może ktoś coś widział, słyszał, może ktoś wie coś, co może pomóc w rozwiązaniu tej tajemnicy. Jak udało nam się dowiedzieć, pszczyńska policja ciągle zaginionej Marty szuka.