Moje wspomnienie o Andrzeju
Wspomnienie o kimś dobrym. Poproszono mnie o to, więc towarzyszy mi teraz skrupulatność i uwaga – cechy, jakie charakteryzowały zmarłego Andrzeja… Zazwyczaj pisze niedbale, po prostu siadam i przelewam na papier, a tym razem będzie inaczej…
…ze Śledziem różniło mnie niemal wszystko. W czasach młodości on słuchał intelektualnego Pink Floyd, ja brudnego The Clash. On grał w koszykówkę – ja byłem fanatykiem siatkówki. Śledziu był zawsze starannie ubrany – ja wytarty punk. No i podział zasadniczy – on z Hany, ja z Powstańców. Minęły lata, emocje towarzyszące młodości zdążyły opaść, wygładzić się i z Andrzejem zaczęliśmy się spotykać na codziennych porannych Mszach u Franciszkanów. Wydawać by się mogło, że co jak co, ale w Kościele już nie powinniśmy się różnić. A jednak, bo ja zafascynowany jestem buntem Pana Jezusa – przeciw panującym prawom, Faryzeuszom i Żydom przepięknie się zbuntował miłością nie łamiąc przy tym źdźbła trawy – nikogo nie krzywdząc, nikogo nie raniąc. Andrzej z kolei przyjął inną cząstkę – pokorę. I z pokory właśnie czerpał swą pracowitość, służbę i siłę – zawsze można było na niego liczyć. Nie zapomnę widoku w jego sklepie z nartami jak zamiatał podłogę. Niby prosta czynność, lecz wykonana z takim pietyzmem, że już na zawsze zapadnie mi w pamięć…
No właśnie – prostota. Odwaga prostoty w czasach, gdzie wszyscy mają rację, każdy uważa się za wyjątkowego i panują wszechobecne słowa odjęte od ciała. Andrzej nie musiał mówić – świecił przykładem. Jego głoszenie Dobrej Nowiny to były czyny. A kiedy już się odezwał, to robił to z takim pięknym chłopięcym zaangażowaniem, zarażając od razu swego rozmówcę. I jak już jesteśmy przy Ewangelii, to z niej pochodzi przypowieść o pannach roztropnych i tych nierozsądnych. Tajemnica pozostaje Tajemnicą – nie wiem, gdzie teraz Śledziu jest. Ale wiem na pewno, że oliwę zbierał do swej lampy starannie. I choć płomyk zgasł o wiele za wcześnie, to on był gotów. I wszyscy żeśmy zubożeli – nie tylko w dzielnicy Smolna…
…Kurt Josef Waldheim jest autorem takiej oto maksymy:
Żyj tak, że kiedy się rodziłeś, to wszyscy się śmiali, ty zaś płakałeś. A kiedy będziesz umierał, niech wszyscy płaczą, a ty się uśmiechaj.
Powyższa sentencja bardzo mi do życia Andrzeja Szlesaka pasuje. Spoczywaj w pokoju, Śledziu.
Pięknie ,prosto napisane…..historia z życia tak bliska a tak daleka….
Czytając, można przenieść się w czasie….i wzruszyć…
Udało się Panu . ….
Dziękuję
„Mlody” ! $ledz byl mojim MENTOREM w „Hance” ! Byl to NIESAMOWICIE POGODNY CZLOWIEK ! Z pewno$cia jest teraz w lepszym miejscu , niz ten „ziemski padol” ! Jedno jest pewne na 100% : JUZ NIE CIERPI chlopak……..