Janusz Piotrowski

Na górze mnie nikt nie skrzywdzi

Pracuję w psychiatrii i kocham swoją pracę. Już mówię, dlaczego

Ilekroć jestem na oddziale spotykam się z życzliwością podopiecznych. Tutaj rzadko się zdarza by ktoś przeklinał lub był względem innego agresywny. Przeważnie panuje ogólne poszanowanie i zrozumienie. Po Mądrości Bożej na drugim miejscu na tej ziemi jest mądrość grupowa. I to działa. Na oddziale bowiem podczas wspólnej terapii ludzie się nawzajem wspierają. Możecie mi wierzyć – to jest piękne, kiedy widzisz jak dwóch pokiereszowanych przez życie oraz chorobę ludzi wspomaga się i razem prowadzi…

…kiedy jednak wychodzę spoza mury oddziałów patrzę na relacje społeczne, które mnie autentycznie przerażają. Ludzie skaczą sobie do gardeł, wszechobecna wulgarność – język wręcz knajacki składający się ze słów i zwrotów zapalników, za którymi czai się prymitywna agresja i przemoc. Brak dialogu, bo ludzie nie potrafią już ze sobą rozmawiać. Brak potrzeby zrozumienia wynikający z pychy przeświadczenia, że już się wszystko wie. Dużo by wymieniać, bo na zewnątrz rządzą rozgrzane emocje. A ludzie dobrowolnie dają się podpalić. Wręcz tego oczekują, bo to ich kręci. Ogólnie rzecz ujmując składa się to wszystko na postępującą dehumanizację – coraz bardziej nie widzimy drugiego człowieka z jego potrzebami, uczuciami, wrażliwością. Panuje system w którym przestaje liczyć się jednostka. Nie chcemy zauważać ludzi ze słabościami, choćby tych w chorobie, bo panuje kult siły i piękna (a to bardzo względne oraz ulotne). Mamy do czynienia z populacją egocentryków, gdzie święte moje w pierwszej osobie liczby pojedynczej musi być zawsze na wierzchu. Zestawiając te dwie rzeczywistości – pogubionych ludzi na oddziałach, którzy tęsknią by wyzdrowieć, i tych tzw. normalnych, którzy na własne życzenie coraz bardziej się pogrążają we własnym egoizmie, zastanawiam się, gdzie tak naprawdę jest ten – potocznie określany – dom wariatów? I skąd tak ogromne niezrozumienie dla osób w kryzysie? Wytłumaczenie jest dość proste: ludzie przeważnie boją się rzeczy, których nie rozumieją. Boją się tym bardziej, kiedy uważają, że ich samych również to może spotkać. Tak jakby mogli się zarazić. A – dla niepoznaki – przeróżnie odmieniana eugenika zawsze rodzi się w wybrakowanych sumieniach…

…wśród depresji, kryzysów psychicznych i wielu schorzeń występuje również lęk społeczny. Objaw powodujący poczucie wyobcowania. Czasami tak właśnie się czuję wśród tego normalnego społeczeństwa, które – jak nigdy dotąd – jest obecnie tak potwornie zatomizowane…
…podwoziłem samochodem swego czasu mojego sąsiada, który pracuje na naprawdę dużych wysokościach. Stawiał na przykład Sea Towers w Gdyni – tam odchył na szczycie to kilka metrów, a ludzie na dole wyglądają jak małe mrówki. Opowiadał o swojej pracy z pasją, oczy mu jaśniały, a mnie się kręciło od tych opowieści w głowie, bo mam wrodzony lęk wysokości. Zapytałem go w końcu, przerywając mu jego zachwyty, co go na tych wielkościach tak fascynuje?

Bo tam na górze nikt mnie nie skrzywdzi – odpowiedział z przekonaniem.

Każdemu z osobna życzę takiej przestrzeni, gdzie nikt nie zdoła zadać Wam bólu.

Swoim podopiecznym ciągle powtarzam, że są pokonani, ale nie zwyciężeni – jak na razie pokonała ich choroba, ale to, że są na oddziale i dobrowolnie poddają się terapii świadczy, że choroba jeszcze ich nie zdołała zwyciężyć. Ogólnie psychiatria to jeden wielki odchył na kilka metrów. Wszyscy w niej zmierzamy do konsensusu zdrowia w której człowiek potrafi kochać i pracować. To jedyna definicja tak zwanej normalnosci. I każda droga jest inna i wyjątkowa, tak jak każdy człowiek jest inny i wyjątkowy. Co człowiek – to droga. Tutaj jednak na ludzi nie patrzy się z góry jak na mrówki, lecz z bardzo bliska.
Bliżej się nie da.
Uczciwy kawałek chleba.

Powiązane artykuły

Jeden komentarz

  1. Pięknie pan Janusz pisze o swojej pracy, o ludziach chorych.
    I trudno się z autorem nie zgodzić, że relacje międzyludzkie spsiały. Jak się posłucha młodych ludzi na przystankach, w galeriach…, uszy mogą zwiędnąć, a psycha siąść… Może to przez politykę, przez tę nieustanną wojnę na górze, może przez wirtualne życie, które nie wymusza solidarności. Nie wiem.
    Jednak nie popadam w pesymizm. Wciąż spotykam się z oznakami bezinteresownej życzliwości. Cenię sobie i zawsze serdecznie dziękuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button