Blog

Nobliści śląscy? Tacy oni śląscy jak z kozigo zadku rajzytasza

Moi sympatyczni koledzy z cenionego przeze mnie Ruchu Autonomii Śląska ekscytują się dziś 121. rocznicą urodzin Kurta Aldera – laureata Nagrody Nobla z chemii

Alder Nagrodę Nobla otrzymał w roku 1950 za odkrycie i badania nad reakcjami skoordynowanymi z udziałem dienów. Nie pytajcie mnie, o co w tym chodzi, z chemii zawsze byłem lewy, natomiast całkiem sprawnie wychodziło mi grzebanie po archiwach i odkrywanie ciekawych historii. I obalanie mitów. A jednym z mitów jest rzekoma wyjątkowość Śląska (tak Górnego, jak i Dolnego), bo oto wydał na świat ponad 10 (zależnie od przyjętych kryteriów) noblistów.

– Nie ma regionu w Europie, który wydałby tak wielu laureatów Nagrody Nobla – mówi dr Maciej Łagiewski, dyrektor Muzeum Miejskiego we Wrocławiu.

Tak, owszem. Wydał. Słowo jak najbardziej na miejscu. Nie wykształcił, nie umożliwił kariery naukowej, tylko wydał. Podobnie jak szatniarz wydaje płaszcz z szatni. I tego płaszcza tam później nie ma.

I tak też jest ze śląskimi noblistami. Zrobili kariery naukowe uwieńczone tą prestiżową nagrodą głównie dlatego, że ze Śląska wyjechali uważając (jak widać zasadnie), że nic ciekawego od strony badań naukowych ich tu nie spotka. Dowody? Proszę bardzo. Fritz Haber pracował w Berlinie, Friedrich Bergius w Berlinie i w Hanowerze, Otto Stern w USA (Pittsburgh), Max Born w Getyndze, Wielkiej Brytanii i USA, Maria Goeppert-Mayer w USA, Konrad Bloch tak samo, Günter Blobel też. Oprócz Gerharda Hauptmanna praktycznie żaden ze śląskich noblistów nie zrobił kariery na Śląsku. Od biedy można jeszcze do Hauptmanna dołączyć Paula Ehrlicha, który dość długo prowadził badania w Prudniku, ale i on w końcu wyjechał do Berlina i Frankfurtu.

Mało tego, oprócz wspomnianego Hauptmanna i Marii Goeppert-Mayer nikt z tego grona jakoś się specjalnie ze Śląskiem nie utożsamiał. Próżno szukać wspomnień jak to im tęskno za hajmatem i jak to by chętnie zjedli trocha kołocza albo pospacerowali po opolskim rynku. Z całej grupy tylko Hauptmann uważał Śląsk za swój dom i nawet jak mu Rusy wlazły do chałpy, to się stamtąd nie ruszył, choć cała reszt tylko czekała, bo prysnąć na zachód Niemiec albo i świata. Dobra, Mayerowa pomagała w USA śląskim uchodźcom. To mamy od biedy dwie osoby identyfikujące się z naszym regionem.

Cała reszta w najlepszym razie uważała się za Niemców.

Z litości pominę hurraoptymistów, którzy do grona śląskich laureatów Nagrody Nobla zaliczają urodzonego w Neuenkirchen Johanesa Bednorza czy pochodzącą z Sulechowa Olgę Tokarczuk. Tu już jednak lewitujemy dość poważnie odklejając się od rzeczywistości. Nie ma się zatem, drodzy Regionaliści, czym ekscytować. Ot, ciekawostka, że ktoś się kiedyś gdzieś urodził. Jak każdy, o czym zresztą od dawna śpiewa zespół Perfect:

Czasem myślę co by stało się
Gdyby bocian co mnie niósł
Przez pomyłkę wybrał inny dom
Gdzieś daleko stąd zrobił zrzut

Tak czy owak król może nie jest nagi, ale płaszcza w tej szatni – jakby nie patrzeć – nie ma.

Powiązane artykuły

6 komentarzy

  1. Hmm… Silisz się na mocną tezę, a nawet nazwiska Kurta Aldera nie potrafisz napisać poprawnie. No i jak się twoja teza ma do Marii Skłodowskiej-Curie, słynnej polskiej noblistki. 😉

  2. Miło, że poprawiłeś błąd w nazwisku. Szkoda natomiast, że nie opublikowałeś mojego komentarza i nie odpowiedziałeś na moje pytanie o Marię Curie. Oczywiście ten komentarz też możesz skasować. Nie ma to jak rzetelne dziennikarstwo i odwaga na przyjmowanie krytyki. Jak dla mnie to dziecinada.

  3. Pawle, jako zdecydowany humanista nie wypowiadaj się może z tak głębokim przekonaniem o przedstawicielach nauk ścisłych.
    Otto Stern doktorat – który zadecydowal o jego karierze naukowej – zrobił we Wroclawiu. Być może w wypdku humanistów jest wszystko jedno, gdzie piszą swoje dysertacje, w wypadku fizyków to jednak zdecydowanie uwarunkowane jest możliwościami badawczymi, jakie daje wyłącznie dobra placówka naukowa.
    Max Born wprawdzie doktorat zrobił już w Getyndze, ale studiował we Wrocławiu razem z takimi tuzmi jak Otto Toeplitz i Ernst Hellinger (doczytaj sobie, kim byli :p). To BYŁO odpowiednie środkowisko naukowe, jak widać.
    Btw: Born bywał na spotkaniach literacko-naukowo-towarzystkich u Alberta Neissera (doczytaj sobie, kto to był :p) – to dokładnie to środowisko, w którym regularnie bywał też Gerhart Hauptmann (o którym nawet w tym zabawnie „wiedzącym” tekście piszesz, że podkreślał swojąśląskość.
    Btw2: wśród fizyków teoretyków krąży o Bornie anegdota, wiążąca się oczywioście z jego teoretycznym widzeniem fizyki i Wrocławiem, który nawet studiując i wykładając w Zurichu i Getyndze regularnie odwiedzał. Z powodów nostalgii za hajmatem, oczywiście.

  4. Panie Pawle, brawo za odwagę w obalaniu nieprawdziwych mitów wykreowanych przez śląski nacjonalizm… a może śląskie kompleksy… Od wielu lat na ślonskch zajtach podnoszę temat tzw „śląskich noblistów”. Takich mitów jest więcej, jak chociażby teza o najstarszej na świecie konstytucji, rzekomo wywodzącej się ze Śląska czy teza o niepodległym państwie śląskim jakoby funkcjonującym przez ponad cztery wieki. Niestety takie bajki są przyjmowane za prawdziwe przez wielu naiwnych Ślonzoków. Z drugiej strony Śląsk ma tak wiele wspaniałych osiągnięć, pomijanych i deprecjonowanych przez wykrzywioną tzw. polską historię podręcznikową, że szczerze zdumiewa sens wymyślania takich naciąganych bajek… Nie rozumiem ich twórców tak jak nie rozumiem piewców Wielkiej Lechii…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Sprawdź także
Close
Back to top button