Ojciec
Mój Ojciec był powszechnie znany. Jego biografia jest dostępna w sieci: zawodowy polityk; senator I i III kadencji, poseł na Sejm, wiceminister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka.
Ojciec. Przede wszystkim pierwszorzędny adwokat. Zaliczany do tzw. Trójcy (adwokaci: Wende/de Virion/Piotrowski). Jednakże nie kariera polityczna, ani zawodowa stanowi, że mój Ojciec jest dla mnie moim bohaterem…
Piękną kartę swej historii zapisał mój Staruszek w drugiej połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Wtedy to jak samotny wilk – zupełnie sam jeździł po komisariatach i wyciągał z nich zatrzymanych przez milicję obywatelską górników. Nie należał wtedy do żadnych struktur opozycji – to akurat teraz ci, którzy chcą robić własne kariery przypisują mu przynależność do KORu (sic!). Z jedynej pomocy jakiej korzystał, to porady zaprzyjaźnionego przedwojennego mecenasa Dąbka. Milicjanci za tę działalność nienawidzili go szczerze, bo był skuteczny. I zapłacił pierwszej nocy internowania w nocy z 16 na 17 grudnia 1981 roku okrutną cenę…
Drugą rzeczą za którą bezgranicznie szanuję mojego Ojca, to jego rola oskarżyciela posiłkowego w procesie morderców z ZOMO na Kopalni Wujek. Żył cały tym postępowaniem. Spalał się, bo sądy w różnych instancjach uniewinniały tych siepaczy. I to pomimo tego, że przychodzili oni do sądu pijani (jeden miał blisko 2 promile). Pomimo, że w aktach sprawy był dowód przeciw Kiszczakowi – jego autentyczny szyfrogram do milicji nr ZW-I-01486/81, pozwalający podczas pacyfikacji między innymi kopalni Wujek i Manifest Lipcowy użycia broni (na tej ostatniej 25 rannych, o czym mało kto już dzisiaj pamięta). Był również tzw. Raport Taterników, którzy pod przysięgą zeznawali, jak zomowcy po pijaku chwalili się podczas obozu treningowego w górach, że strzelali na komorę (w serce). Były i obdukcje lekarskie zabitych górników jednoznacznie wskazujące, że większość postrzałów była w plecy – zwyczajna egzekucja, gdy górnicy byli w odwrocie.
Pójdziemy do Strasburga – powiedział w końcu zrezygnowany do Stanisława Płatka, przywódcy strajku z zimy 1981 roku, który za punkt honoru postawił sobie wymierzenie sprawiedliwości zabójcom jego kolegów.
Nie panie mecenasie – odpowiedział tamten – Zrobimy to polskimi rękami.
Dwóch patriotów, którzy wierzyli w polski wymiar sprawiedliwości…
A dziś…?
Dziś zapytajcie mnie, co w świetle poczynań mojego własnego Ojca i Pana Stanisława myślę o szubrawcach, którzy na forum międzynarodowym – nie tylko w Unii Europejskiej – wywalają brudy zbijając swój żałosny i mierny polityczny kapitał. Zapytajcie mnie również o moje zdanie o tzw „polskiej praworządności”, kiedy dla mojego Taty prawo to była pasja, a mi zdarza się westchnąć w głębi duszy, że może i dobrze, że nie dożył i nie widzi obecnego… burdelu. I ani chwili się nie zawahałem użyć tego określenia patrząc na poczynania obecnego ministra sprawiedliwości, jak i tych wszystkich, którzy wrzeszczą Wolne sądy! Mam bowiem przed oczami zbyt liczne przykłady pazernych prawników pozbawionych elementarnych zasad etyki, których kancelarie bardziej zasługują na miano adwokackich melin…
Zawód adwokata to obrona podsądnego bazująca na domniemaniu niewinności. Zwłaszcza przed machiną państwową lub korporacyjną, która jest zawsze silniejsza od jednostki. Obrona słabszego. Dziś jednak prawo zostało sprowadzone do utraty podstawowych zasad logiki, by zwyciężał silniejszy – majętniejszy. Takie mamy realia. Wiem jednak, że mój Ojciec był jednym z ostatnich, którzy strzegli tych wszystkich zasad. By prawo zachowało swój majestat…
Tato! Chciałbym Ci powiedzieć: spoczywaj w pokoju.
Oto mój cały obecny patriotyzm.