Pożar kościoła św. Antoniego

Do dramatycznego pożaru doszło w nocy z 14 na 15 października 1959 roku. Równo tydzień temu minęło więc 65 lat od tych zdarzeń
Katastrofa na zawsze zapisała się w historii Rybnika. Tego dnia ogień pochłonął północną wieżę Bazyliki św. Antoniego, a jego skutki były widoczne na całym dachu kościoła. Mieszkańcy wspominają tamtą noc:
Wieża płonęła jak pochodnia. Pierwsza zauważyła to pani Fojt z ulicy Powstańców.
Straż pożarna z Rybnika, Huty Silesia, kopalni oraz inne jednostki przybyły na miejsce, jednak akcja gaśnicza była skomplikowana i pozbawiona odpowiedniego sprzętu. Jak wspominali strażacy, w całym województwie nie było drabiny wystarczająco wysokiej, by sięgnąć ponad 90-metrowej wieży. Najdłuższe drabiny sięgały zaledwie 40 metrów, przez co strażacy mogli jedynie ratować dach kościoła.
Przyczyną pożaru było prawdopodobnie zwarcie w silniku elektrycznym organów, które wznieciło ogień w północnej wieży. Bazylika płonęła przez kilka godzin, a płomienie były widoczne nawet z odległości ponad 10 kilometrów. Według relacji świadków, którzy obserwowali to wydarzenie, pożar pojawił się krótko po nabożeństwie różańcowym.

Ogień zniszczył wieżę, spaliły się również piękne organy, a dzwon spadł z wysokości.
W całym kościele było czuć spaleniznę, a uszkodzenia objęły znaczną część tynków i drewnianą konstrukcję dachu – piszą dr Bogdan Kloch i Aleksandra Grabiec w Zeszytach Rybnickich
Odbudowa wieży trwała kilka lat, a mieszkańcy Rybnika od razu po tragedii rozpoczęli prace rekonstrukcyjne. W 1960 roku udało się odbudować wieżę, a w 1962 poświęcono nowe organy. Do dziś na terenie bazyliki można dostrzec ślady tamtego tragicznego pożaru. Pod dachem znajdują się spalone belki, które nie zostały usunięte podczas odbudowy. Stały się one niemym świadkiem wydarzeń sprzed 65 lat. I jeszcze ciekawostka: ówczesny komendant wojewódzki straży pożarnej dowiedziawszy się, że w Rybniku płonie Nowy Kościół był przekonany, że chodzi o pożar na budowie jakiejś nowej świątynia.