Prawica opuściła Ślązaków
Tęczowy Śląsk, GayPrideSilesia i Zjednoczona Lewica zamiast autonomii? Jeżeli prawica, czyli przede wszystkim Konfederacja, się nie obudzi, to tak będzie za kilka lat wyglądać górnośląska rzeczywistość
Kiedy ponad 33 lata temu powstał Ruch Autonomii Śląska, nie funkcjonowała jeszcze nawet Ustawa o Samorządzie Terytorialnym (pierwsze wolne wybory samorządowe odbyły się w czerwcu 1990 roku) i przypominanie o przedwojennej autonomii regionu było przez niektórych traktowane jak archeologiczne wykopaliska, a pierwsi regionalni politycy jak żywe dinozaury. Po z górą trzech dekadach okazuje się, że politycy prawicowi zachowują się równie subtelnie, jak łażący po stanowisku archeologicznym ignoranci zadeptujący co rusz wykopane skarby.
Dlaczego ignoranci? Ano dlatego, że RAŚ – matecznik ruchu śląskiego – powstał w kościele i w Kościele. W kościele, bo założono go w budynku kościoła pw. św. Jadwigi Śląskiej (znamienne), a w Kościele, bo pierwsi (i długoletni działacze) byli ludźmi głęboko wierzącymi. Pomijam fakt, że byli to głównie katolicy, bo w regionalnym działaniu politycznym drugorzędną sprawą jest sprawa konfesji, czyli podziału na protestantów i katolików właśnie. I to właśnie Kościół stał się pierwszym ignorantem, bo domagający się uwagi śląscy wierni byli skutecznie zagłuszani przez zrównywanie katolickości z polskością, co wywoływało zdumienie, którego apogeum miało miejsce w roku 2005 gdy wybrano papieżem Josepha Ratzingera, o którym Ślązacy powiedzieli: i zaś nasz papież, a śląski Kościół tego niestety nie zrozumiał. I tak Kościół katolicki chyba jako pierwszy uznał, że życzliwa obojętność czy – nie daj Boże – sympatia wobec śląskości i samorządności (autonomia to wszak rozszerzona samorządność; nie ma w tym nic odkrywczego) zagrozi podwalinom nie tylko państwa, ale i Kościoła lokalnego. Biorąc pod uwagę katolickość, czyli powszechność Kościoła gromadzącego w sobie różne narody i grupy etniczne, nie da się załamać rąk nad taką krótkowzrocznością.
Kolejnymi ignorantami stała się polska prawica, która w sposób godny podziwu potrafiła i potrafi tracić głosy śląskich wyborców. Partie prawej strony założyły bowiem, że ruch śląski jest antypolski i – co najgorsze – proniemiecki, a jeśli coś lub ktoś patrzy na Niemcy i Niemców bez nieufności a najlepiej nienawiści, to jest szalenie niebezpieczny i dąży do destabilizacji państwa. I teraz moi państwo przestaje być miło.
Prawa strona polskiej sceny politycznej miała bowiem i ma bardzo dużo racji. Ale też się myli.
Zacznijmy od tego, dlaczego mają rację, a potem dlaczego się mylą. Wbrew pozorom te dwie sprawy się ze sobą łączą. U swego zarania bowiem Ruch Autonomii Śląska mniej podkreślał etniczną odrębność Ślązaków, a bardziej ideę autonomii, czy samorządności bardzo szerokiej opierającej się na zasadzie: nasze podatki na nasze wydatki. Tak było jeszcze 10 czy 15 lat temu. I tu prawa strona polityki polskiej popełniła błąd, bo zamiast zwiększać samorządność regionów i zreformować podział administracyjny RP, zaczęła majstrować przy nieszczęsnej reformie z roku 1998, której efektem było między innymi powstanie województwa śląskiego o poronionym kształcie, które ze Śląskiem nie ma praktycznie nic wspólnego (większość ziem górnośląskich leży w województwie opolskim). Sygnał: mamy gdzieś autonomię wywołał (bo musiał wywołać) reakcję śląskich działaczy:
Dać Polsce Śląsk, to jak dać małpie zegarek
Zdanie, które miał wypowiedzieć David Lloyd George w tej postaci zresztą nigdy nie padło, ale niestety słowo się rzekło. I potem już poszło. Śląscy działacze (biję się w piersi: ja też) oburzeni brakiem jakiegokolwiek zrozumienia, o rozmowie już nie wspominając, przestali przebierać w słowach. I tak mogliśmy i nadal możemy czytać o polskich poltoniach, Polakach Cebulakach i polnische Wirtschaft, która oczywiście do śląskiej gospodarności nijak nie przystaje, oraz o Gorolach, którzy burdel wyssali z mlekiem matki i gorolskości się nigdy nie pozbędą. I rzeczywiście trudno się dziwić, że prawica, dla której Polska i polskość są ważnym elementem identyfikacji na takie słowa zareagowała oburzeniem. Faktycznie bowiem nie da się ukryć, że część górnośląskich działaczy stała się antypolska, choć w roku 1990 takich to ze świecą szukać. Tu prawica ma rację. Ale jednocześnie się myli, bo w swoim zaraniu ruch podkreślający ideę samorządności w ramach RP nie był, bo i nie mógł być antypolski. Powiem więcej – nawet teraz większość działaczy i sympatyków RAŚ natychmiast by do jakichkolwiek rozmów usiadła temperując co bardziej bezczelnych krzykaczy. Bo ci krzykacze od polskich poltoni to tylko krzykacze. Głośni, ale krzykacze. Tyle tylko, że żadnych rozmów nie ma, bo między innymi dzięki tym krzykaczom polska prawica skutecznie się okopała broniąc się przed antypolskością – w swoim rozumieniu bardzo realną.
I tu dochodzimy do sedna, bo rzeczywistość nie znosi próżni, a prawica, którą dziś w Polsce reprezentuje głównie PiS i Konfederacja (obie partie zresztą zgodnie skaczą sobie do oczu wzajemnie zarzucając sobie, że ta druga nie jest prawicowa) nie rozumie, że ktoś tych Ślązaków w końcu zagospodaruje. Ślązaków, którzy poczuli się przez Polskę odrzuceni i nierozumiani, bo przez ponad trzy dekady nikt nie chciał z nimi nawet rozmawiać. I nagle pojawili się rozmówcy.
Lewica.
Na ile Lewica rzeczywiście chce realizować śląskie postulaty – to pozostaje w sferze domysłów. Ale szybko zyskuje sobie całkiem niezłe poparcie, bo daje jasny przekaz: nie rozumiał was Kościół, nie rozumie PiS, nie rozumie Konfederacja. A my wam sprzyjamy. I tym sposobem Górny Śląsk, który przez całe lata był bastionem konserwatyzmu i chrześcijaństwa zaczyna się od tego swojego dziedzictwa odwracać. Nie trzeba się zresztą jakoś specjalnie przyglądać – na sobotnim Marszu Autonomii był poseł Kopiec i europoseł Kohut. Obaj z Lewicy. Czy był ktoś z Konfederacji, która tak chętnie opowiada o wolności i o tym, że jest jedyną partią wolnościową? Na wszystkie strony Konfa rozpowiada, jak to można mieć swoje poglądy, aspiracje oraz dążenia i mieć prawo do ich wypowiadania. Wygląda na to, że tylko nie można czuć się Ślązakiem i żądać prawa do uznania swojej narodowości. Podobnie zresztą postępuje PiS. Tyle tylko, że politycy obu tych partii zapomnieli jednej ważnej zasadzie: w polityce nie da się mieć wszystkiego. I zaraz potem o drugiej: można się z czymś nie zgadzać, ale nie można tego nie zauważać. Efekt jest taki, że gdyby prawica na moment zawiesiła swoje nacjonalistyczne uprzedzenia i uśmiechnęła się do Ślązaków, to zapewne w sposób magiczny zaczęłyby znikać wpisy o polskich poltoniach, a sondaże poszybowałyby w górę. Gdyby. Na razie politycy Konfy i PiS postanowili się obrazić na rzeczywistość i heheszkują, że Lewica wspiera RAŚ.
Owszem, moi państwo. Wspiera. A wasze zacietrzewienie doprowadzi tylko do tego, że ta współpraca będzie coraz ściślejsza, a Lewica na Śląsku silniejsza. I wiem, że wasze założenia programowe powodują, że zaproszenie górnośląskich działaczy do rozmów jest niemożliwe. Ale co z tego, że niemożliwe, skoro konieczne…?
Nazwisko Jerzy Gorzelik przeczy wszystkim tezom zawartym w powyższym artykule.
Dziękuję za uwagę 🙂