Rachunek za gaz większy od wypłaty

Wbrew sobotniemu zwyczajowi publikuję ten felieton w środku tygodnia, gdyż dostałem rachunek za ogrzewanie większy niż moja pensja (netto)…
Si vis pacem, para bellum (Chcesz pokoju, przygotuj się do wojny)
…do takiej sytuacji, gdzie dochód nie wystarczy na jeden rachunek za gaz doprowadził między innymi macher z mojego miasta, który wyeksmitował się na salony w 100-Licy. Wcześniej, wraz z innymi pomysłowymi macherami (którzy też pretendują do stołecznej Wszawki), w imię walki o ekologię zmusili moje rodzinne miasto leżące na olbrzymich pokładach węgla do przekształcenia kotłowni węglowej w ogrzewanie gazowe. Tym samym za jednym zamachem wpędzili ponad połowę mieszkańców nie tyle w ubóstwo energetyczne, co bardziej w energetyczną nędzę. Należy dodać, że nędzę skrajną, bo tak fatalnie nie było nigdy. Nasz macher jednak oprócz tego jeszcze rok temu propagował również pompy ciepła. Obecnie, kiedy ludzie, którzy takie pompy zamontowali i dębieją ze zgrozy przy każdym rachunku za prąd, a efektywność tych urządzeń okazała się, oględnie rzecz ujmując, wątpliwa (zwłaszcza w starym budownictwie), nasz macher twierdzi, że nic takiego z jego strony nie miało miejsca. Oczywiście, że nie miało, bo jego żona jak gumka-myszka mozolnie likwiduje na portalach społecznościowych wszystkie wpisy męża sprzed dwunastu miesięcy. Pomimo tego naszemu macherowi nie przeszkadza w dalszym ciągu wypowiadać się mądrze, cierpliwie i protekcjonalnie w temacie ocieplenia klimatu, emisji CO2, dekarbonizacji oraz płonącej planecie. Wszystko wskazuje, że za niedługo i ta narracja się globalnie zmieni więc szanowna małżonka (gumka-myszka) będzie miała kolejną tytaniczną robotę do wykonania. Tymczasem jednak pod postami naszego machera wypowiadają się jego akolici. A raczej wyznawcy…
No właśnie – wyznawcy. To ci, którzy dziennie rano sprawdzają portale mainstreamowe nie tyle szukając świeżych newsów, lecz raczej aby upewnić się, czy ich dzisiejszy światopogląd akurat jest aktualny. Robią to czytając jedynie nagłówki. Taki update dobowego dekalogu świeckiego postępu. Zjawisko wyznawców postrzegam zresztą w pryzmacie uzależnień. Pełne symptomy. Każde uzależnienie to choroba emocji. A tutaj emocje przez media i te wszystkie internety rozchwiane do granic czerwoności, gdzie nie docierają żadne logiczne i rzeczowe argumenty. I nie dotrą, nie ma się co łudzić, bowiem wpierw wyznawca, jak każdy uzależniony, musiałby się przyznać przed sobą, że jest coś na rzeczy. Zwłaszcza do swojej nieokiełznanej agresji. No ale nie przyzna się – nader rzadko się to zdarza. Więc przestańcie się zastanawiać nad tym, co się stało z Waszymi bliskimi od lat znajomymi, których obecnie nie poznajcie. To się właśnie stało.
Jest jeszcze coś, czego nikt ze względu na milcząco obowiązującą poprawność polityczną nie zdefiniuje. Ja mam poprawność akurat głęboko gdzieś, więc napiszę o tym otwartym tekstem i głośno. Nasz macher i jemu podobne patałachy mają dla części swoich wyznawców podprogowy przekaz: bezczelnie kradniemy, kombinujemy, kłamiemy w żywe oczy, oszukujemy, grabimy pod siebie – no to i wam pozwolimy kraść, kombinować, kłamać, oszukiwać i grabić. Ten niewysublimowany przekaz jest dedykowany dla tych wszystkich skrzywionych po komunizmie sierot, które nie potrafią iść drogą prostą. Takie cwaniackie mrugnięcie oczkiem. A mrugają sobie wzajem ludzie bez charakteru…
…prezesi spółek gazowniczych zmienili wewnętrzne regulacje swojego przedsiębiorstwa zakazujące im zakupu samochodów służbowych powyżej 300 tysięcy i zafundowali sobie limuzyny Audi powyżej 750 tysięcy złotych polskich (źródło: Wirtualna Polska). Niezmiernie mi miło, że płacąc rachunki mogłem się walnie przyczyń do tej odrobiny luksusu należnego zarobionym prezesom…
…tym sposobem odbywa się ten irracjonalny i amoralny cyrk na karku nas wszystkich, którzy nie chcą mieć nic wspólnego z polityką, nie preferują żadnej opcji, chcą jedynie spokojnie i uczciwe żyć zdala od zamętu i tego zakłamanego obciachu… I najwidoczniej oczekujemy za dużo.
Podobnie jak na przykład ja, który kiedyś przyrzekł sobie, że patałachami już nigdy się nie będę musiał zajmować. Jedno jest jednak pewne – na emigrację zarobkową jestem za stary więc raczej nie da się mnie wypchnąć na zbieranie szparagów w niemieckiej pipidówie u bauera. Tak więc te wszystkie polskojęzyczne machery wszelkiej maści, o nieposkromionych ambicjach, ale i ogromnych kompleksach prowincjuszy, które nakazują im jedynie pretendować, mają obecnie u mnie prze…
(…chlapane).
Na koniec ważna ostatnia dygresja. To my jesteśmy narodem. To jest nasz kraj. Nasze domy, lasy, rzeki, ziemia… Macherzy/patałachy jeszcze nie zdążyli nas wywłaszczyć. Choć wszystko do tego właśnie zmierza.
Próbowano na nas wszystkiego… od wymuszonych „wędrówek ludów” po pracę, czy wcześniej, w poszukiwaniu wolności i demokracji, próbowano kneblowac pandemiami, wreszcie wykręca się ręce „polutantami w powietrzu” i planetą, która, jak widzimy (najczęściej na przykładzie wysypisk i hal magazynowych) plonie.
Ekologią było kiedyś uczenie, że się nie śmieci, kanapki nosi w woreczkach po mleku lu „papiyrowych tytkach”…
Teraz to wszystko rabunkowy biznes, oparty nie na tworzeniu, a na ideolo-ekologii, czyli marksizm w praktyce.
Był taki kawałek zespołu IRA, Londyn 8:15:
„A każdy chciał tu przecież normalnie żyć,
mimo wszystko.
Bez tej paranoi po prostu żyć,
mimo wszystko.
Bo ile można szarpać się?
Bić o przetrwanie z każdym dniem,
no chyba że to warto znieść
Mimo wszystko” – jak brzmiał ostatni z refrenów…
No właśnie, problem w tym, że może wiele by człowiek zniósł, chcąc iść do przodu, tyle, że ledwie już pełźnie….
Przeczytanie z ogromnym apetytem .. ! Jest siła, moc , szczerość , prawda i nadzieja !! Brawo dla Pana Janusza