Serwus, jestem Nerwus, bo drzewom się coś popierdzieliło
Dziś jestem nerwus na okoliczność wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka głoszącego, że bierność polityków w walce z ociepleniem może być podstawą wniosków o odszkodowanie
A skąd biedny sędzia, który będzie miał wydać wyrok w tej sprawie ma wiedzieć czy globalne ocieplenie jest faktem? A jeśli jest faktem to czy jest wywołane działalnością człowieka? A jeśli jest wywołane taką działalnością to czy powoduje jakieś drastyczne skutki klimatyczne? A jeśli wywołują takie skutki to czy przypadek powoda składającego wniosek to właśnie ta dramatyczna okoliczność? Tym bardziej, że naukowcy – klimatyści, na których badaniach mógłby oprzeć się rzeczony sędzia, zanotowali na przestrzeni kilkunastu lat mnóstwo żenujących wpadek. Ot, choćby taka:
W 2009 roku ruscy hakerzy włamali się do poczty elektronicznej jednej z instytucji brytyjskich zajmujących się klimatem. Między innymi ujawniono taki oto mail wiodącego autora raportów IPCC (Międzyrządowy Panel do Spraw Klimatu przy ONZ) z 2001 i 2007 Kevina Trenbertha:
Prawda jest taka, że w tej chwili nie możemy wyjaśnić braku ocieplenia i jest to parodia, że nie możemy tego zrobić.
Najbardziej jednak interesujące okazały się maile prof. Phila Jonesa, szefa Climat Research Unit. Poza radosną wiadomością, jak pisze profesor o śmierci jednego z naukowców – klimatycznych sceptyków, w jednym z maili Jones pisze:
Właśnie skończyłem sztuczkę Mike’a z Nature, polegającą na dodaniu prawdziwych temperatur do każdej serii dla ostatnich 20 lat (czyli od 1981) i od 1961 dla [serii] Keitha, żeby ukryć spadek.
Ni mniej ni więcej, profesor przyznała się, że dołożył do wyników swych badań tzw. dane prawdziwe, czyli po prostu wyssane z palca, by wyniki zgodziły się z zakładaną tezą.
No i się zaczęło. Za pół roku konferencja klimatyczna w Kopenhadze, zielony biznes już przebiera nóżkami w nadziei wielkiej kasy, politycy przygotowali odpowiednie mowy ratujące kieszenie właścicieli zielonego biznesu i płonącą Ziemię (kolejność nieprzypadkowa) a tu taki autorytet i jakieś szwindle z wynikami badań. Powstała – oczywiście – wysoka komisja do wyjaśnienia tej sytuacji, która, ma się rozumieć, niczego nie wyjaśniła. Uznała ona, że krytycy profesora nie przedstawili dowodów na jego fałszerstwo. Nie przedstawili, bo Jones nie udostępnił nikomu bazowych danych, na co wysoka komisja odpowiedziała:
Oczywiście, nie współpracował z ludźmi, którzy prosili o bazowe dane, ale TAK POSTĘPUJĄ WSZYSCY NAUKOWCY ZAJMUJĄCY SIĘ KLIMATEM (sic!).
I pozamiatane.
To, że prof. P. Jones został „oczyszczony” z zarzutów to jedno ale pozostał jeszcze mail, który trzeba było jakoś wyjaśnić. Drobiazg. Wystarczyło nawinąć zainteresowanym makaron na uszy, że profesorowi nie chodziło o spadek temperatury. Jones badał średnie roczne temperatury dokonując pomiarów słoi drzew. Jego badania oraz Mike’a Manna były podstawą raportu IPCC w 2007 roku. Wyszło na to, że słoje się zbuntowały i nie chciały przyrastać tyle, żeby wykazać wzrost średnich rocznych temperatur. Dołożył więc poczciwiec troszkę „prawdziwych” temperatur i zagrało. Uznano więc sprytnie, że ten spadek, o którym pisze Jones w mailu dotyczy spadku wiarygodności metody badawczej 😀 polegającej na pomiarze słoi drzew. Tym sposobem upieczono dwie pieczenie na jednym ogniu: wytłumaczono profesora i jednocześnie zdyskredytowano metodę, która nie chciała „współpracować” z klimatycznymi oszustami. Sprawę zamknięto. Jones pozostał szefem instytutu. Pozostało jednak pytanie: jeśli tak – na chłopski rozum biorąc – rośliny jak jest zimno rosną słabo, a jak ciepło to rosną dobrze, to skąd ta niesubordynacja drzew? Szukałem, szukałem i znalazłem:
Przyczyn może być wiele – świat w ostatnich dekadach bardzo się zmienił: do gry weszły aerozole siarkowe, przeładowany cykl azotowy i fosforowy, zmiany koncentracji dwutlenku węgla, zmiany opadów i inne czynniki wywołane działalnością człowieka.
Czyli bla, bla, bla. Pies z kulawą nogą się tym nie zainteresował. Bo mogłoby się wówczas okazać, że to nie drzewom, a naukowcom coś się popierdzieliło.