Ślązacy mieli obowiązek strzelać. Dziś 80 lat od Bitwy o Monte Cassino
Po zajęciu polskiej części Górnego Śląska przez Niemców w 1939 roku władze okupacyjne przystąpiły do weryfikacji narodowościowej jego mieszkańców. Większość Górnoślązaków zaklasyfikowano w ramach Volkslisty do kategorii III, co oznaczało, że nie mieli oni wszystkich praw, mieli natomiast wszystkie obowiązki
W wypadku mężczyzn obowiązkiem tym była służba wojskowa, co oznaczało przymus wstąpienia do Wehrmachtu. Polityka taka rodziła wątpliwości moralne powoływanych, w związku z czym pytano biskupa katowickiego Stanisława Adamskiego i władze polskie w Londynie o sposób reagowania. Zarówno biskup, jak i władze polskie na uchodźstwie odradzały opór przeciw Niemcom w tej kwestii. Kierowano się założeniem, by nie zwiększać strat wśród ludzi na okupowanych terenach, jak również zakładano, że Górnoślązacy po szkoleniu w Wehrmachcie będą wartościowymi i kompetentnymi żołnierzami, którzy po wzięciu do niewoli przez siły alianckie mogą zasilić szeregi Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Stało się zgodnie z przewidywaniami władz emigracyjnych. Już od czasu walk w Afryce w alianckiej niewoli znajdowały się tysiące jeńców z Górnego Śląska. Mieli oni do wyboru spędzić resztę wojny w niewoli lub przejść do wojska polskiego. Weryfikacją Górnoślązaków chcący walczyć w polskich mundurach zajmował się Jerzy Malcher z Chwałowic.
Bitwa o Monte Cassino jest jedną z najbardziej bratobójczych walk w historii Polski. Strzelali wtedy do siebie krewni i sąsiedzi, jedni byli w mundurach Wehrmachtu, drudzy w mundurach polskich. Po wojnie, ci którzy spotykali się na uroczystościach rodzinnych opowiadali o tej samej bitwie, stojąc wtedy po dwóch przeciwnych stronach frontu. Podczas tych rozmów traktowano przynależność do formacji z dystansem. Górnośląscy żołnierze Wehrmachtu nie mieli realnego wyboru odmówienia służby wojskowej. Jeńcy Wehrmachtu dziękowali losowi, że przeżyli i dostali się do niewoli. Realnym wyborem tych ostatnich było pozostanie w niewoli alianckiej, lub walka w wojsku polskim. Górnoślązacy z terenu przedwojennej Polski założyli mundur polski świadomie. Górnoślązacy z terenów przedwojennych Niemiec po wzięciu do niewoli pozostawali w niej zazwyczaj do końca wojny. Dla nich przedwojenna Polska była tymczasowym epizodem w historii. Ostatnie grupy zaciąganych w Rybniku do Wehrmachtu śpiewały w pociągach hymn polski, bo dla nich staro Polska była doświadczalną wartością. W Gliwicach w tym czasie taka scena w pociągu zdarzyć się raczej nie mogła. Poniżej fragment powieści, który pokazuje moment weryfikacji Alojzego Gruszczyka z Chwałowic. Postacie występujące w utworze są autentyczne. Podczas rozmowy Jerzy Malcher boi się informacji o śmierci swojej ukochanej, Jadwigi Kauczor.
Brat przeciw bratu (J. Krajczok- Opowieści chwałowickie, fragment)
(wiosna 1944)
Od stycznia 1944 roku toczyły się zacięte walki o drogę do Rzymu. Niemcy wiedzieli, że ta walka jest przełomowa i wcielali do wojska już nawet osiemnastoletnich chłopców dzień po ich urodzinach. Polskie dowództwo — po sukcesie przerzucania górnośląskich jeńców do sił polskich — nie miało wątpliwości, że struktura weryfikacyjna, którą powołał do życia Malcher, musi pracować pełną parą. Niemiecki czołgista w obszarpanym mundurze stał na baczność przed siedzącym przy stole Malcherem.
-Nazwisko i imię? – zapytał po niemiecku
-Gruszczyk Alojz – odparł żołnierz
– Miejsce urodzenia?
– Chwallowitz, panie oficerze
Malcher podniósł wzrok i przyjrzał się młodemu chłopakowi, który nie mógł mieć dwudziestu lat.
-A twoji mamie godajóm Francka, a tacie Johann? – zapytał
– Pónbóczku, jako wy to mogiecie wiedzieć? – zdziwił się chłopak
-Moga, szpoku, bo żech też je z Chwallowitz
Chłopak przestawał z nogi na nogę, bo spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że po dostaniu się do niewoli spotka sąsiada.
-Siodej – Malcher wskazał krzesło i nalał mu do kubka kawy
-Ale to tak wolno, żeby oficer przi jednym stole ze zwykłym wojokiym?
-Siodej. Pod wiela godómy po naszymu, toś ty je Alojz, a jo Jerzy. Jak staniesz, to jo byda podporucznik Malcher, a ty jyniec Gruszczyk
-Takij kómedyje toch jeszcze ni mioł – powiedział chłopak, chciwie pijąc kawę
Malcher bał się następnego pytania, bo nie do końca otrząsnął się po ostatniej rozmowie w Algierze, kiedy dowiedział się o śmierci Pukowca.
-Alojz, a co we wsi? Nie godoł tam kiery o Kauczorach?
Ja, o tym nauczycielu?
Malcher kiwnął głową.
-Tego zawarli, ale to już downo. Żyje. Teraz wszyscy godajóm o Tkoczach.
-A co godajóm?
Gruszczyk przyjrzał się dokładnie Malcherowi.
-A bo skónd mocie wiedzieć? Prawie wszystkich wziyni do obozu. Najmłodsze dzieci yno zostawili.
-Ktoś jeszcze? – dopytywał znieruchomiały Malcher
-Wjyncyj nie wjym, bo dość trocha tu siedza, a w listach nie wszystko wolno pisać.
-Chcesz iść do polskigo wojska?
-No toć, że chca – odparł Gruszczyk i się rozpłakał
-Ale opłaczków nie bierymy – usiłował rozładować atmosferę Malcher
-Jo ni ma opłaczek, człowieku – poważnie odparł jeniec – Yno w tych czołgach, kierych żeście nie zdobyli, sóm moji ujce i kuzyny i jutro byda musioł dó nich strzylać – odparł z rezygnacją
-Nie musisz, możesz czekać w obozie na kóniec wojny
-Czekać, jak inni się maraszóm? To jest jeszcze gorsze. Jak nie byda strzyloł dó nich, to óni bydóm strzylać do mje i wtedy Hitler na pewno wygro, a jo nie chca, żeby wygroł, bo ón je nienormalny
-Pełno tu jest naszych ludzi i strzylajóm do siebie, choć nie chcóm. Prawda – powiedział Malcher smutno
-Mocie tu ksiyndza? — zapytał Gruszczyk
-Mómy, jak wyleziesz, to go pryndko znejdziesz, bo przi kónfesjonale zawsze jest długo kolejka
Czytoł żech opowieści chwałowicki Autora tekstu i nie powiym, fest sprawnie napisane, dobry styl, ale na kōniec tyn kōnsek o Ośliźloku a Autorze trocha taki suchy wic…
A prawie tej ksiōnżki nie polecōm, nie pokazuje uczciwie słożōnej wielokulturowości yno powtarzo staro cygańsko polsko-narodowo narracyjo z duchym PRLu o polskim Ślōnsku, kaj „dycki wszyjski Ślōnzoki Polsce przajōm, yny ni szwarc-charaktery”. Bo to co pokazuje to yno mały wycinek – ja, prowda: ciekawy – z historyje regiōnu, nie reprezentatywny.
Po prowdzie liczył żech, co artykuł to bydzie cołki specjalny tekst, tak jak sie zacznył, bo to fajnie uczciwie szrajbnyte, a nie kōnsek z ksiōnżki…