Janusz Piotrowski

Święta Anna od Cyganów

Pojechałem na Górę świętej Anny. U szczytu stromych schodów siedziała żebrząca Cyganka

Oni tam przeważnie zawsze siedzą. Mam na nich sposób i zawsze się z nimi witam po rumuńsku:

Buna ziua.

Wtedy tak samo z uśmiechem odpowiadają, i już jestem prawie ich. Tak więc wymieniliśmy uprzejmości i mówię do niej:

Nie mogę cię wesprzeć siostro, bo mam całą stówę, a muszę jeszcze zatankować motor i chciałbym coś zjeść.

Wszystko fajnie, ale oni są świetnymi psychologami i dobrze wiedziała, że trafił jej się koleś, którego jednak można urobić. Trochę ze mną pogadała, by po chwili wyciągnąć puste, do cna wyczyszczone pudełko po jakieś mazi.

Tam jest sklepik na górze. Kup mi pan, bo mnie strasznie stawy bolą.

Wiedziała, że to zrobię. Tak więc mój sposób był psu na budę. Znalazłem zatem w klasztornym sklepiku Franciszkańską Maść, która kosztowała… 36,90! 

Ooooo… – myślę sobie –Toś dogięła siostro! Lepiej mi było ci wrzucić jakiś grosz niż taki wydatek.

No ale jednak kupiłem – słowo się rzekło, choć wymuszone. Poczłapałem z tym zakupem do Bazyliki się pomodlić – wszak taki był cel mojej tutaj wizyty. Tam olśniła mnie myśl, by podzielić maść na pół – Cyganka wzięłaby sobie jedną połowę, a drugą wezmę dla Mamy. Jak też pomyślałem tak też zrobiłem, i po dziesiątce Różańca wróciłem na schody. Proponuję więc Cygance deal: 

A ile ma lat twoja mama? – pyta po wysłuchaniu mojej propozycji

Odpowiedziałem zgodnie z prawdą (tutaj pisać publicznie nie będę).

No to wiesz co? – mówi do mnie żebraczka -Weź to całe dla mamy. Tutaj Pan Bóg tak zrobi, że ja będę miała. Jak nie dziś, to kiedyś… 

I świeżo zakupioną maść zwróciła mi do ręki. Znów mi świat rozwaliło na atomy. Patrzyłem na nią zauroczony. Automatycznie wyciągnąłem dychę z kieszeni, bo po zakupie już miałem rozmienioną tą moją ostatnią stówę, ale możecie mi wierzyć, że w tamtej chwili chciałem jej kupić cały świat…

…nie minął jakoś tydzień, coś mi grosza sypnęło, pomyślałem – pojadę znów na Górę świętej Anny i kupię mojej siostrze Cygance tę maść. Więc pojechałem. Na schodach jej oczywiście nie było. Poczłapałem więc do Bazyliki choć tym razem to nie był główny cel wizyty. A tam… pusto. Nikogo. Byłem sam. To przy nawale pielgrzymów i turystów prawie nigdy się tam nie zdarza. Ale będę miał fajną adorację!

No i była. Trwała jak zwykle krótko, bo ledwo co uklęknąłem w ławce i ledwo zanurzyłem się w ciszy, usłyszałem:

– Janusz…
– ?
– …mógłbyś Mnie nie poprawiać?

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button