Świnie pędzą ku zagładzie. 15 sierpnia 1920 r.
W rękach sił Wojska Polskiego nacierających na Ciechanów jest już ponad pół tysiąca bolszewickich żołnierzy. A to dopiero początek dnia
Kilkanaście godzin wcześniej, jeszcze 14 sierpnia, w rejonie położonego 25 kilometrów od Ciechanowa Glinojecka polska kawaleria rozbiła sowieckie tabory – w tym oddziały sztabowe 18 i 54 Dywizji Strzelców. Noc nie zatrzymała pochodu wojsk Rzeczypospolitej, które śmiałym rajdem przez Chotum, Lekowo, Przążewo i Gostków obeszły Ciechanów od północy. Tuż przed świtem żołnierze są już cztery kilometry od miasta zajętego przez Sowietów. Teoretycznie Polacy dysponują całkiem niezłymi siłami – w ich skład wchodzą: 2 pułk ułanów, dwa szwadrony 203 ochotniczego pułku ułanów, dwa szwadrony 108 pułku ułanów, a także szwadron kombinowany, kompania szturmowa piechoty i dwie baterie 8 dywizjonu artylerii konnej. W sumie 770 żołnierzy (w tym 700 kawalerzystów) oraz osiem dział, 14 ciężkich karabinów maszynowych i samochód marki Ford. Dodatkowo działaniami dowodzi osobiście dowódca 8 Brygady Jazdy gen. Aleksander Karnicki. Ów pięćdziesięciojednoletni żołnierz to zaprawiony w bojach oficer. W armijnych szeregach służy od ukończenia gimnazjum w roku 1887, czyli od niemal czterech dekad. Uczestniczył w tłumieniu powstania bokserów w Chinach w latach 1900-1901 oraz w wojnie rosyjsko-japońskiej (1904-1905). W czasie Wielkiej Wojny światowej był dowódcą 2. Zaamurskiego Pułku Konnego, a następnie brygady i dywizji jazdy na froncie niemieckim. Pod koniec marca 1916 awansował na generała majora ze starszeństwem z 28 kwietnia 1915. Od 10 lutego 1918 był zastępcą dowódcy I Korpusu Polskiego w Rosji gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego.
Tyle teorii. W praktyce podkomendni generała to w dużej mierze ochotnicy, którzy w najlepszym wypadku mają za sobą kilkudniowe szkolenie. Niektórzy z nich przyprowadzili ze sobą swoje – w większości młode – konie, które wyposażono w rzędy austriackie i… meksykańskie. Żołnierze mają też austriackie karabinki oraz austriackie i niemieckie szable. Ale wczorajszy atak na sowieckie tabory dał wojsku gen. Karnickiego nie tylko 513 jeńców, ale także 40 sowieckich karabinów. Tak wyposażone polskie siły ruszają w godzinach porannych do ataku. Nie wiedzą, jakie siły nieprzyjaciela kryją się w mieście. Ale – co ważniejsze – Polacy do momentu ataku pozostają kompletnie niezauważeni. Sowieci orientują się w sytuacji dopiero słysząc polskie okrzyki.
Rozwinąć szyki! Cały pułk naprzód! Nie oszczędzać nikogo, nie odpuszczać pogoni! Posłać ich do piekła! Roznieść na szablach! Bić i nie oszczędzać!
I Polacy nie oszczędzają. Uliczki ciechanowskiego Starego Miasta stają się dla żołdaków Radzieckiej Rosji śmiercionośnym labiryntem. Wiją się i wznoszą jakby celowo nie pozwalały na łatwe ocalenie wyprowadzając uciekinierów wprost pod śmiertelne ciosy ułańskich szabli. Zrazu głośne rosyjskie przekleństwa bardzo szybko milkną. Stacjonujący w Ciechanowie sztab bolszewickiej 4 Armii uległ niemal natychmiastowemu rozbiciu. Główni sztabowcy w panice uciekli do odległej o ponad 70 km Ostrołęki, a komandarm Szuwajew zdołał w ostatniej chwili odjechać samochodem do Mławy. Wcześniej jednak w panice nakazał spalenie radiostacji. Zniszczeniu uległy też sztabowe dokumenty. Atakujący triumfują. Ich straty są minimalne, a ciechanowianie entuzjastycznie powitali polskie wojsko. W dodatku w ręce żołnierzy Karnickiego wpadły sowieckie zapasy, które przekazano miejskiej radzie. Polacy jednak nie mają świadomości, że ich śmiały rajd właśnie odwraca losy wojny polsko-bolszewickiej: pozbawiony jedynej radiostacji Szuwajew na kilka dni utraci łączność ze sztabem Frontu Zachodniego i zamiast wykonać rozkaz Michaiła Tuchaczewskiego nakazujący mu przeprowadzić koncentryczne uderzenie na odsłoniętą lewą flankę 5 Armii, komandarm skieruje pod Płońsk i Sochocin tylko dwie dywizje strzelców, podczas gdy główne siły jego armii będą kontynuowały marsz ku Wiśle. Te posunięcia będą mieć decydujące dla przebiegu tak Bitwy nad Wkrą, jak i całej Bitwy Warszawskiej. Podczas tej ostatniej brak łączności ze sztabem frontu będzie jedną z przyczyn, dla których bolszewicka 4. Armia z opóźnieniem przystąpi do odwrotu i zostanie rozbita podążając – wg słów polskich oficerów – jak świnie ku zagładzie.