Blog

Wiluś, czyli prawie dziadek

Patrząc na dawne dzieje widzimy, że czasem ludzie mieli niewielki wpływ na swoje losy, przyszłość. Ot chociaż założenie rodziny. O ile w przypadku mężczyzny było chyba lepiej, to w przypadku kobiety często była po prostu przestawiana swojemu przyszłemu mężowi i klamka zapadła.

Podobnie było u moich dziadków. Anna przychodziła do gospodarza z Ligoty niejakiego Lamperta po mleko i zapewne i inne wyroby. A Anna była z miasta, z Rybnika. I tak chodząc po te mleko poznała dzieci gospodarza, spodobał jej się z wzajemnością Wilhelm czyli Wiluś. Byli z tego samego rocznika 1919. Rodzinie spodobała się miastowo dziołocha, ale nie dla niej był Wiluś. Pierwszym do żeniaczki był Edmund, bo starszy (ur. 1916) i tak zostało. Nie znam niestety okoliczności czy było to ślepe posłuszeństwo rodzicom, może jakiś zwrot uczuć ku starszemu bratu albo i nieszczęśliwa miłość. Młodzi pobrali się w 1937 roku. Ona drobna, śliczna dziewczyna w pięknej białej sukni i welonie aż po ziemię. Do tego duży bukiet białych goździków. On wysoki, z ostrymi rysami twarzy, poważny. Rok po ślubie urodziła się Urszula. W sumie fajne i poukładane życie przerwała wojna. Dziadek oszukiwał jak mógłby tylko nie dostać się do Wermachtu. Książeczka wojskowa odnotowuje powołanie na front dosyć późno. Wspominał, że symulował jak się dało, żeby tylko opóźnić w czasie niechcianą służbę. Marzył o byciu w wojsku Andersa. Trochę historii wojennej mojego dziadka znacie z poprzedniego artykułu. Tymczasem wojna rozszalała się na dobre, moja babcia jako młodziutka mężatka z dzieckiem szukała schronienia gdzie się dało. Bardzo pomagał jej Wiluś, który też nie za bardzo się garnął do wojska, a jednocześnie miał zakazane radio i działał w jakieś konspiracji na terenie Ligoty. Ktoś życzliwy doniósł, że Lampertowie mają radio. (Tak tylko wspomnę, że niejaki K (tak go nazwę) który doniósł na dziadków i wujka (a z Edmundem też miał na pieńku) był dziadkiem koleżanki mojego brata, ten się w niej podkochiwał,ale nic z tego nie wyszło. Pomyślcie, co by było gdyby jednak wyszło!) Gestapo jakoś tak przypadkiem (albo i nie) posadziło całą trójkę w jednej celi. Podobno mieli czas by się naradzić i po przesłuchaniu wypuszczono ich do domu. Co uzgodnili, o czym opowiadali – już się tego nie dowiemy. Wojna toczyła się dalej, Edmund bywał na różnych frontach. Opowiadał nam – wnukom – o katyńskich lasach, jak pewien tamtejszy mówił: uciekajcie stąd tu jest pełno grobów . Irazem wspominał, że widział Hitlera w otoczeniu wielu ludzi i groźnych wilczurów. Nie wiem czy rzeczywiście to przeżył czy zadziałała wyobraźnia, ale nie sadzę żeby chciał nas okłamywać. Anna została z córkami w Rybniku. W 1941 roku urodziła się Tereska. W końcu i Wiluś poszedł na front. Pod koniec wojny dostał się do Anglii. Tam spotkał swojego brata Edmunda.

No to wracomy! – rzekł starszy brat do młodszego.
Wiluś: Jo nie wracom.

Słyszałam, że nie chciał wracać ze względu na nową władzę, że dopóki ten system będzie w Polsce on nie tam czego szukać. Z drugiej strony słyszałam, że widząc żywego brata, nie chciał wracać i komplikować życia szwagierce. Co pomyślała Anna, gdy Edmund jej oznajmił, że Wiluś żyje i go spotkał? Tak naprawdę do końca nie wiemy, jak było. Taka tajemnica rodzinna zabrana do grobu. Wiluś wolał sobie ułożyć życie na obcej ziemi niż wrócić do ojczyzny, gdzie czekała prawie cała rodzina – w tym przede wszystkim rodzice. Być może śpiewka o Polsce Ludowej była tylko pretekstem. Po zakończeniu wojny Wiluś pisał do rodziców, zwłaszcza do swojej mamy. Jednak znów tylko znam to ze słyszenia, że część rodzeństwa strasznie sobie ostrzyła pazurki na dobrobyt Wilusia, że będzie przesyłać paczki, pieniądze, zaprosi… A tymczasem on wiódł bardzo zwyczajne, skromne życie. Z kilkunastu zdjęć można dowiedzieć się , że miał jakąś sympatię. Na zdjęciu z 1949 roku jest Wiluś i Stella. Potem, bez daty, jest zdjęcie ślubne podpisane: synowa Elzie.

Pewne jest, że pracował po wojnie w jakieś fabryce jako pracownik fizyczny. Miał miał miejsce wypadek, który go okaleczył, w domu wspominano o gumowych plecach ujka Wilusia. Z tego polsko-szkockiego (tak, Elzie była Szkotką) małżeństwa urodziło się dwoje dzieci: syn Graham (myśmy się dziwili, czemu nazwali dziecko jak chleb) i córka Mauren. Po śmierci swojej matki Wiluś pisał mało, coraz mniej. Być może rodzeństwo rzeczywiście liczyło na jakieś korzyści i Wiluś wolał zerwać kontakty. Albo nowa rodzina zabroniła? Mój dziadek Edmund pisał listy do brata, informując go, że nie zależy mu jak innym na pieniądzach czy podarkach ale na kontakcie. Listy pozostawały bez odpowiedzi. Okazało się, że Wiluś przeprowadził się. Edmund jednak nie dawał za wygraną, dalej szukał brata. Oglądając czy słuchając w radio namiętnie fusbal (liga angielska jak najbardziej) usłyszał o niejakim Franku Lampardzie. Był przekonany, że to syn Wilusia. Jednak w podobnym czasie spotkał w Rybniku jakiegoś znajomego z czasów przedwojennych, który pozostał po wojnie w Anglii. Ten pomógł mu zdobyć nowy adres Wilusia i nawiązać kontakt przez innych ludzi. Jest list jakiegoś pana z 1984 roku, który daje namiary na rodzinę Wilusia. Dowiadujemy się, że był już wtedy wdowcem. I tak bracia zaczęli pisać do siebie. Zostało z tych listów jakieś parę kartek, które przechowuję. Pisane łamaną polszczyzną, z błędami. Wysyłał też zdjęcia swojej rodziny. W listach pisał, ze czuje się samotny, chciałby przyjechać do Polski, ale boi się podróży ze względu na swój stan zdrowia. Wiem też, że zapraszał moich dziadków do siebie, ale oni z kolei bali się wyjazdu za granicę: czy się nie zgubią, jak będą rozmawiać, no i lotu samolotem. Kontakt urwał się z czasem. Moi dziadkowie zmarli kolejno: Edmund w 1996 i Anna w 1999.

Fotografia, którą Wiluś przesłał swojej mamie. Podpis: 4 Szpital Wojenny 19.VIII 1946

Będąc w liceum podjęłam próbę napisania do Wilusia. On sam mi nigdy nie odpowiedział, ale napisała do mnie jego dwunastoletnia wnuczka Claire. Wiluś nie mieszkał już u syna, ale w domu opieki. Po kilku listach kontakt znowu się urwał. I tu znów po kilku latach podjęłam próbę nawiązania kontaktu. Ciekawiło mnie czy Wiluś żyje. Z pomocą przyszedł Facebook. Tam znalazłam Claire Lampert, która – o dziwo – kojarzyła mnie. Teraz już – podobnie jak ja – pracowała w szkole i miała narzeczonego. Wymieniłyśmy parę informacji, z której w końcu się dowiedziałam, że Wiluś zmarł dopiero w 2002 roku! Był bardzo schorowany i chyba mało z nim było kontaktu. Nie wiem, czy Claire pokazała mu zdjęcia, które posyłałam jej w listach, był nawet nagrobek Anny i Edmunda. I tu znów zapadło milczenie. Liczyłam, że będzie pytać o swoje korzenie, wujków, ciocie, miasto z którego pochodził dziadek. Jednak nie. Claire była nawet w Warszawie na zlocie skautów. Kontakt został, ale jest to zawsze krótkie i kurtuazyjne. Nawet mam wujka Grahama w kontaktach, ale tu ograniczamy się do lajków i sympatycznych znaczków. A to kuzyn mojej mamy… Z licznych zdjęć na FB widzę, że nic tam nie ma związanego z Polską. Trudno. Wiele spraw zostało niewyjaśnionych i zabranych do grobu. Czy Anna łatwo pogodził się z myślą, że nie będzie żoną Wilusia? Dlaczego tak naprawdę Wiluś nie wrócił po wojnie do Polski? Jak przeżywał swoją emigrację wśród obcej mowy, kultury, ludzi? Czy żałował swoich decyzji? Dlaczego nie przekazał swoim dzieciom nic polskiego albo: dlaczego nie mógł tego zrobić? I w końcu: dlaczego bratanicy Teresce przesłał jako jedynej z rodziny sukienkę do komunii? I dlaczego Tereska długo upierała się, że Wiluś to jej tata…?

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Sprawdź także
Close
Back to top button