Wypadek czy samobójstwo Damiana O.? Pracownicy: nie dostaliśmy ani grosza wypłaty!
Wracamy do tragicznego wypadku sprzed niemal miesiąca, w którym zginął znany biznesmen. Okazuje się, że około 100 osób pozostaje teraz bez środków do życia
To był słoneczny piątek, połowa marca. Kierowany przez Damiana O. mercedes mknie dość szybko drogą krajową na 81 w stronę Ustronia. Na skrzyżowaniu pojazd nie zwalnia, kierowca nie hamuje. Samochód z pełną prędkością wbija się w stojącą przed światłami ciężarówkę. Damian O. nie ma żadnych szans. Ginie na miejscu.
Od początku śmierć ta budzi wiele spekulacji. Przez wiele dni regionem wstrząsają plotki i domysły – niektóre mało prawdopodobne; inne bardziej. Kilka dni po wypadku okazuje się, że zginęła w nim jeszcze jedna osoba – nienarodzone dziecko kobiety, która także była na feralnym skrzyżowaniu. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że ten dramat jeszcze się nie skończył.
Na kilkanaście dni przed wypadkiem pracownicy zatrudnieni przez Damiana O. otrzymali opóźnione wypłaty za styczeń. Mieli je dostać do 10 lutego, trafiły w ich ręce ponad dwa tygodnie później. Jak się okazuje były to ostatnie pieniądze, jakie otrzymali – mimo że pracowali uczciwie.
Jest nas ponad 90 osób. Dokładnie 92. Nie dostaliśmy ani grosza za luty czy marzec – mówi nasz informator, jeden z pracowników -Dodatkowo przed śmiercią Damian O. dokonał dziwnych roszad. On miał 3 firmy, były rejestrowane na niego i na żonę. W spółce z ograniczoną odpowiedzialnością nagle z kilkudziesięciu osób zostały 4. Reszta została przesunięta do firmy prowadzonej jako jednoosobowa działalność gospodarcza. Niby nic, ale w kontekście braku jakichkolwiek wypłat zaczyna to wszystko dziwnie wyglądać.
Gdy wypłata opóźniała się, pracownicy zapytali wdowę po zmarłym, kiedy otrzymają pieniądze.
Stwierdziła, że trzeba trochę czasu, by wszystko uporządkować. Czekaliśmy, ale nic się nie zmieniło. W tej chwili nie ma z nią żadnego kontaktu i nie odbiera telefonów – mówią pracownicy
Próbujemy się zatem skontaktować z Dominiką O. Dzwonimy na prywatną komórkę trzykrotnie. Wysyłamy SMS z prośbą o kontakt. Mija doba. Nikt nie odbiera, nie oddzwania i nie odpisuje. Sprawdzamy Centralną Ewidencję Działalności Gospodarczej i Krajowy Rejestr Sądowy. Jest tak, jak powiedział nasz informator. Trzy firmy nadal figurują jako przedsiębiorstwa.
Dodatkowo sprzęt budowalny, koparki, samochody zniknął z parkingu w Jankowicach i nagle znalazł się w… Jastrzębiu u innego przedsiębiorcy. Dlaczego? Tego nikt nie wie. Podobno plac parkingowy już nie jest objęty umową najmu. W tej firmie ostatnio źle się działo… Były opóźnienia w kontraktach i to duże. Wszyscy to wiemy. Co teraz z nami będzie? Czy to był wypadek czy samobójstwo, bo w firmie nie ma ani grosza na wypłaty?– pytają pracownicy
Co będzie z wypłatami? Dlaczego sprzęt budowalny został przewieziony prawie 20 kilometrów dalej? Na te pytania nie znają odpowiedzi ani pracownicy, ani my. Z nikim odpowiedzialnym nie udało nam się skontaktować. Poszkodowanym nie pomogła też Państwowa Inspekcja Pracy, bo pracodawca nie żyje.
My tak tego nie zostawimy. Nie mamy za co żyć. Będziemy walczyć o swoje – zapowiadają pracownicy w rozmowie z nami
Jak do sprawy potoczy się dalej? Czy PIP jednak podejmie jakieś działania? Będziemy przyglądać się sprawie. W przyszłym tygodniu do sądu pracy mają trafić pozwy.
Jeszcze raz wielkie dzięki w imieniu poszkodowanych.