Z klopsztangi na łeb
Robiła za budę podczas gry w piłkę. Zwisało się z niej…
…a choćby i głową w dół, by nie raz na ten łeb spaść. I w różnych innych pozycjach. Pamiętacie klopsztangę? Wdrapywało się na nią każdego dnia, bo i kiedyś była na każdym podwórku. Teraz nie uświadczysz – wyparły ją odkurzacze i firmy czyszczące… Zniknęły też wścibskie sąsiadki z okien. Te, które miały na parapetach poduszki by framuga okienna nie uwierała, z boku pieska i godzinami wypatrywały na zewnątrz. Były lepiej poinformowane niż ten cały internet.
– Nie widziała może pani mojej mamy?
– Piętnaście minut temu szła do sklepu…
Zanikają też z przestrzeni miejskiej słupy ogłoszeniowe – duże betonowe walce na których wisiały kolorowe plakaty, ale i drobne ogłoszenia. Niektóre słupy były jeszcze przedwojenne i miały swój niemal majestat… Pomyślałem sobie, że od jutra będę szukał istniejącej jeszcze w moim mieście klopsztangi. I ostatni raz zawisnę głową w dół. A choćbym miał na ten mój durny łeb upaść.