Zabił i podpalił zwłoki. Dramat w Radlinie
Ta historia mrozi krew w żyłach. To wbrew pozorom nie był zwykły pożar, tylko próba ukrycia zbrodni. Sprawdzamy, co wydarzyło się w zeszły wtorek w Radlinie
8 zastępów straży pożarnej zmagało się z żywiołem przy ul. Mariackiej. W pogorzelisku znaleziono zwłoki mężczyzny, który – jak się okazuje – nie zginął w pożarze, bo historia mogłaby posłużyć za scenariusz kryminału. Ale po kolei.
W poniedziałek, 19 lutego, późnym wieczorem, do jednego z domów wezwana została policja. Na miejscu okazało się, że poszkodowany jest Tomasz K., którego Wojciech S. uderzył siekierą w głowę. Domownicy według ustaleń mieli udzielić Tomaszowi K. pomocy, a następnie wrócić do łóżek. Kilka godzin później rozegrał się kolejny akt dramatu. Tomasz K. wszczął awanturę. Domownicy ponownie zaalarmowali policję. Po przybyciu policjanci ujrzeli szalejący pożar. Niestety był to wstęp do dalszej części tragedii.
Przeprowadzone w sprawie czynności pozwoliły na przyjęcie, że Wojciech S. w dniu 20 lutego 2024 roku pozbawił życia Tomasza K., poprzez zadanie mu kilku ciosów siekierą, następnie oblał pokrzywdzonego cieczą łatwopalną, po czym podpalił budynek, w którym znajdowali się również inni jego mieszkańcy, którzy uciekli z miejsca zdarzenia z uwagi na nagły pożar całego budynku – przekazała w komunikacie Joanna Smorczewska, rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
50-letni podejrzany usłyszał 3 prokuratorskie zarzuty: zabójstwa, kierowania gróźb karalnych oraz sprowadzenia zdarzenia powszechnie niebezpiecznego, za co grozi mu kara pozbawienia wolności na czas nie krótszy niż 10 lat albo kara dożywotniego pozbawienia wolności. Na wniosek prokuratora, decyzją sądu, został on tymczasowo aresztowany. Wszczęte w tej sprawie prokuratorskie śledztwo pozwoli wyjaśnić szczegóły tego zdarzenia. Na ten moment podejrzewa się, że inni domownicy nie zginęli w pożarze tylko dlatego, że uciekli gdy tylko zamordowany Tomasz K. wszczął awanturę.