Znów będzie skakanie do gardeł
W przeddzień… jutro znów się zacznie. Ci, którzy gloryfikują Powstanie i ci, którzy jego zasadność negują będą sobie skakać do gardeł
Łatwo jednym i drugim w dobie dobrobytu (wręcz przepychu) i pokoju wyrokować. Dlatego obiecałem sobie, że nie będę brał udziału w tych akademickich, bezpłciowych dyskusjach… Wiem bowiem, co ja bym zrobił – też bym poszedł do Powstania.
Skąd ta pewność? Bo oni szli całymi podwórkami. I dziś gdyby co do czego, to poszedłbym walczyć za moją rodzinę, za moich kolegów i za moje koleżanki. Za to warto się bić. Za nic więcej. Bo ani za Tuska, ani za Dudę, ani za innych cwaniaków na państwowych stołkach lub np. za rozpasły ZUS. To nie moja Polska.
Tamci w roku 1944 pod tym względem mieli absurdalnie lepiej – posiadali inny wzorzec Ojczyzny. Wiem jednak jedno – warto się bić o wartości, które stanowią o człowieczeństwie i przeciwstawiać się bestialstwu. Bestialstwu powszechnego zakłamania na ten przykład. Więc się biję – choć tylko słowem. Od lat, bo nie potrafię przejść nad publiczną podłością obojętnie. Myślę sobie, że w ten właśnie sposób realizuję choćby po części ofiarę tamtych młodych ludzi. Oto mój patriotyzm. Mam więc pewność, że do Powstania bym pewnikiem poszedł.
Taka jest moja prosta filozofia – żadnej innej nie potrzebuję.