Chorwaci przodkami Ślązaków? Trudno uwierzyć, ale tak
Czy mieszkańcy Górnego Śląska czują się swojsko spędzając wakacje na Chorwacji? Niewątpliwie. I nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ wielu z nich nieświadomie odwiedza… krewnych swoich przodków
Bardzo często dla postronnego obserwatora nie ma różnicy między wyglądem ciemnowłosych i ciemnookich Chorwatów a ich gośćmi z Górnego Śląska. Podobieństwo w fizjonomii okazuje się mieć często swoje potwierdzenie z chwilą zrobienia testu genetycznego. Jego wyniki nierzadko pokazują, że u niejednego Górnoślązaka co trzeci gen pochodzi z Bałkanów. Jakim cudem?
Wiadomym jest, że ludzie zawsze migrowali. Południowa uroda części z nas jest – między innymi – wynikiem przemieszczania się góralskich Wałachów (pasterzy z terenów Rumunii, którzy są potomkami Rzymian, Słowian i Celtów). Część z nich osiadła na Górnym Śląsku, o czym świadczy występowanie nazwiska Wałach. Rumuńskich górali nie było jednak na tyle dużo, by zmienić urodę regionu. W wypadku analizy południowego typu urody mieszkańców Górnego Śląska znaczące jest też nazwisko Węgrzyk, którego istnienie może być wynikiem migracji z czasów, kiedy region był częścią państwa Habsburgów. O chorwackim materiale genetycznym na Górnym Śląsku świadczą nazwiska Karwot albo Horwat. Skąd się tu wzięli? Odpowiedź jest ukryta w wydarzeniach z początku XVIII wieku, kiedy podczas wojen śląskich Prusy zajęły zbrojnie austriacki Śląsk. Wśród żołnierzy austriackich byli Chorwaci i część z nich mogła osiąść na terenie Górnego Śląska, co tłumaczyłoby występowanie wspomnianych powyżej nazwisk. Dominujące źródło bałkańskiej urody Górnego Śląska jest jednak stosunkowo bardziej dramatyczne i wiążę się z drugą wojną śląską (1744-1745).
Zaczeła się ona jesienią 1744 roku od ataku Fryderyka Wielkiego na Czechy. Austria w reakcji na napaść zajęła część utraconych wcześniej ziem śląskich, ale 20 grudnia roku 1744, czyli po kilku miesiącach, Prusacy odbili Racibórz. Nie mogli posunąć się dalej, wskutek czego na Odrze powstała nowa, tymczasowa granica prusko-austriacka. Tereny po prawej strony Odry z Rybnikiem, Wodzisławiem, Rudami, Mikołowem, Gliwicami i innymi miejscowościami pozostały w rękach austriackich do stycznia 1746 roku, czyli miesiąc po zakończeniu zwycięskiej dla Prus wojny. Dokładniej rzecz biorąc tereny te od jesieni 1744 roku do stycznia 1746 roku (czyli przez półtora roku) były w rękach wojsk węgierskich i ich bałkańskich najemników zwanych pandurami, którzy mają bezpośredni związek z częścią przodków współczesnych Górnoślązaków. Pandurzy byli postrachem całej Środkowej Europy, a ich niesława była porównywalna jedynie z tą, która towarzyszyła niegdyś lisowczykom. Formacja pandurska powstała na zlecenie zdesperowanej Marii Teresy w 1741 roku. Żołnierze ci chodzili ubrani z turecka, co wynika z faktu, że często potykali się z siłami otomańskimi a pochodzili głównie ze Sławonii, Chorwacji i Serbii. Poza wyjątkową skutecznością bojową wykazywali się też wyjątkową brutalnościa i erotycznym nieokiełznaniem.
W czasach pandurskich na mieszkańców po prawej strony Odry padł blady strach: cysterscy kronikarze z Rud piszą o końcu świata – ginęli gospodarze broniący swoich domów i rodzin a okoliczne kobiety zaczęły padać ofiarami gwałtów. Niejedna z nich urodziła wtedy co najmniej dwoje dzieci o chorwackim wyglądzie. Pandurzy byli skutecznymi żołnierzami. Prusacy usiłowali zająć tereny po prawej stronie Odry, ale ponieśli dotkliwą porażkę pod Rzuchowem (pomiędzy Raciborzem a Rybnikiem). Wojska pandurskie wycofały się z ziem po prawej stronie Odry dopiero po podpisaniu traktatu pokojowego – w polu nikt ich nie pokonał. Bitwa pod Rzuchowem jest wstydliwa dla Prusaków, dlatego prusko-niemiecka historiografia ją skwapliwie bagatelizuje – w przeciwieństwie do historiografii austriackiej i chorwackiej. We współczesnej Chorwacji pandurzy są źródłem dumy i traktuje się ich jako prekursorów efektywności chorwackich sił zbrojnych oraz policji.
Strona austriacka odnotowuje, że wiosną 1745 roku w Kobyli, Brzeziu i Pogrzebieniu stacjonowały od jakiegoś czasu oddziały węgierskiej i pandurskiej kawalerii oraz potwierdza, że 27 marca wojsko pruskie ruszyło z Raciborza w celu zajęcia pozostałych terenów. Żołnierze przemieszczali się w kierunku Markowic, gdzie doszło do zgrupowania wojska. Siły pruskie dysponowały eskadrą wyposażoną w 22 armaty, regimentem piechoty, batalionem grenadierów, eskadrami huzarów Schwara, Malachowskiego i Soltana. Dowódcą wojsk pruskich był słynący z okrucieństwa Heinrich August de la Motte-Fouqué (1698–1774), pruski generał i przyjaciel Fryderyka Wielkiego. Generał ten pod koniec życia poruszał się na wózku inwalidzkim i zmagał z niesławą z powodu przegranej później bitwy pod Kamienną Górą w roku 1760. Spośród dowódców pruskich husarów można określić, kto się ukrywał za nazwiskiem Malachowski. Chodzi o Hiacynta Malachowskiego (1712–1745), pułkownika którego przodkowie pochodzili z Wielkopolski. Oficer przeżył starcie pod Rzuchowem, ale kilkanaście dni później w Strzelcach Opolskich został śmiertelne postrzelony.
Wojska pruskie które mogły liczyć około 1500 żołnierzy ruszyły w kierunku Rzuchowa nie zdając sobie sprawy, że wpadają w pułapkę zastawioną w okolicy dawnej karczmy Łapacza. Jazda Habsburgów ukryła się w lasach na wzgórzach, pomiędzy którymi biegnie droga na Pszów. W tamtym miejscu trudno było Prusakom rozciągnąć oddziały, ponieważ za karczmą były stawy. Zaskoczone zwarte odziały pruskie zostały zaatakowane przez jazdę węgierską i pandurską, co spowodowało pruską ucieczkę w kierunku Raciborza przez Łańce, Kobylę i Markowice. Nie są znane straty poniesione przez walczące strony; wiadomo jedynie, że wojska austriackie dysponowały siłą 1400 żołnierzy i 500 dragonów.
Przeciwnikiem Heinricha Augusta de la Motte-Fouqué był zaprawiony w bojach generał kawalerii Joseph Festetics de Tolna (1694–1757). Dowódca habsburski, pochodził z rodziny chorwackiej, która osiadła na Węgrzech. We wczesnej młodości walczył z Turkami, zaś w czasie wojen śląskich bronił Pragi przed Prusakami. Sztab austriacki uznał bitwę za znaczącą, ponieważ pozwoliła ona wyprzeć Prusaków na drugi brzeg Odry.
W lokalnych opracowaniach jest tylko zamglona wzmianka o starciu pod Rzuchowem. Książęcy kronikarz z Rud, August Pothhast, pisze o nim odnotowując jednocześnie drugą – bezskuteczną – pruską próbę odbicia ziem po prawej stronie Odry:
16 listopada 1745 roku królewskie oddziały pruskie, które przedtem wycofały się pod naporem nieprzyjaciela, stanęły znowu w Rudach, jednak 8 dni później znowu wyruszyły, po czym natychmiast nadciągnęli Węgrzy (moje źródło nazywa ich powstańcami) i przebywali tu do 5 stycznia 1746 roku. Z powodu tego włóczenia się drogi były nadzwyczaj niebezpieczne. Wszyscy uciekali. (…) z Rud i okolic wielu skierowało się do neutralnego Królestwa Polskiego.
Wojska austriackie wycofały się z terenów po prawej stronie Odry kilka dni po podpisaniu traktatu prusko-austriackiego w grudniu 1745 roku, lecz pozostali z nami potomkowie chorwackich pandurów.
Spędzając wakacje nad chorwackim wybrzeżem, warto zapytać gospodarza o przeszłość jego przodków. Jeżeli byli wśród nich pandurzy, to na mocy relacji rodzinnych uzasadnione są zabiegi o znaczącą zniżkę na czas pobytu. Fakt, że źródła pokrewieństwa są nieco patologiczne, nie powinien stać na przeszkodzie uzasadnionych negocjacji. Autor niniejszego szkicu stosuje skutecznie zalecaną powyżej praktykę, czego życzy wszystkim miłośnikom chorwackiego wybrzeża. Sretan put!