Publicystyka

Nikt mnie nie złapał na gorącym uczynku, bo niczego złego nie zrobiłem

Grzegorz Janik opowiada nam, co miało miejsce. Tylko u nas wywiad z byłym posłem, któremu zarzuca się przyjęcie korzyści majątkowej

Paweł Polok: Proszę opowiedzieć, co się wydarzyło.

Grzegorz Janik: To jest bardzo dobre pytanie. Bo tak naprawdę to nawet nie wiem, co się wydarzyło, jak to się wszystko stało. Wiem, jakie są zarzuty, do których oczywiście się nie przyznaję. Tak. To wiem. Mam zarzut przyjęcia korzyści majątkowej w wysokości w sumie 11500 zł od trzech osób. Absurd. Nic takiego nie miało miejsca. Ale są jeszcze bardziej kuriozalne zarzuty, że jako poseł wspierałem tutaj lokalne firmy. W rzeczywistości było tak, że rekomendowałem wykonawców. Owszem. Jak każdy. Szef zakładu karnego kiedyś ze mną rozmawiał i poleciłem mu firmę. Oczywiście to tylko do momentu rekomendacji, potem już w tym nie uczestniczyłem, nawet nie wiem, za ile i co robili ile. Idźmy dalej: był to też taki ciężki czas, że gdy te firmy podpisały kontrakt i materiały budowlane zdrożały, to bardziej się opłacało zerwać umowę i płacić karę, niż dalej pracować. I obie strony wtedy prosiły mnie o spotkania, o mediację. Te spotkania się odbywały, ale normalnie w biurze poselskim, otwarcie. Była przy tym jeszcze szefowa biura, byli zainteresowani. Dowcip polegał na tym, że zakład karny, który był zamawiającym musiał tę inwestycję skończyć, bo była zaplanowana w budżecie. A po drugiej stronie firma, biznes, który musi się jakoś spiąć, bo nikt nie chce dokładać do interesu. I takie spotkania potem ze mną jako negocjatorem były u mnie w biurze poselskim organizowane. To była cała moja rola w tym. A teraz zarzuca się mi nadużycie funkcji posła. Taki to jest zarzut. Trochę absurdalne to jest, prawda?

Faktycznie wygląda to dziwnie…

Oczywiście, tak jak mówię, ja rekomendowałem firmy i potem już te firmy same się z zamawiającym układały, nawet nie wiem co i za ile robiły. Ale tak, polecałem i rekomendowałema, bo to przecież były firmy z naszego regionu, ludzie z naszego regionu, którzy mieli pracę. I zresztą jak rozmawiam z posłami, to wszyscy tak robią w całej Polsce. Każdy stara się w swoim środowisku pomóc. My u nas, warszawiacy u siebie i tak dalej.

A te firmy się jakoś odnoszą do tych zarzutów?

To są trzy firmy. Trzy firmy z naszego regionu i te firmy też są zaskoczone takim obrotem sprawy. Podzielają całkowicie moje stanowisko. Wobec szefów zastosowano jakieś drobne kaucje. Dużo mniejsze, niż wobec mnie

A co z przyjęciem 11500 zł?

Muszę koniecznie zaznaczyć, że sprawa 11500 zł dotyczy ludzi, których ja znam od 50 lat. Już tłumaczę dalej: mój kolega S. kupował cegiełki na pomnik Lecha i Marii Kaczyńskich, które ja rozprowadzałem. I on te cegiełki ma. To nie tak, że oni ich nie ma i nie można się bronić. Kupił ode mnie cegiełki za 1200 czy 1300 zł. Taka był zasada ustalona na zebraniu klubu poselskiego. Każdy poseł sprzedaje cegiełki – ja też – i pieniądze, które otrzymałem wpłaciłem. Mam na to dokumenty. To nie była żadna łapówka, tylko zapłąta za sprzedane cegiełki. I tyle. Ludzie musieli mi te pieniądze fizycznie dać, a ja je wpłacałem w Warszawie. Dalej. Znajomemu C. pożyczyłem pieniądze, bo był w bardzo trudnej sytuacji finansowej, groziła mu licytacja mieszkania na ul. Chrobrego. Pożyczyłem mu 6000 zł. Nieżyjący już Olek Ż. też mu pożyczył, nawet więcej. A potem kolega C. to oddał. Nie było żadnej umowy, bo znamy się od pół wieku! Zresztą żadnego problemu ze spłatą nie było. Człowiek stanął na nogi, dostał pracę i oddał pożyczkę. I nagle mam zarzut, że przyjąłem łapówkę w wysokości sześciu tysięcy. I najważniejsze, powiedziałem też to w sądzie na początku: skoro byłem śledzony dronami, skoro telefon był namierzony przez system Pegasus – a to są informacje jawne, powiedział to na komisji sejmowej komisji Święczkowski, wiceprokurator generalny; powiedział, że Pegasusem nie tylko byli podsłuchiwani posłowie opozycji, ale również posłowie PiSu, w tym ja…

Tak powiedział?

On to powiedział na komisji sejmowej. Na komisji sprawiedliwości. Tak więc ja byłem śledzony, pod domem stały auta z CBA, a drony latały nad moim domem. No to jest jedno najważniejsze pytanie: dlaczego nie złapali mnie na gorącym uczynku? I tu powtórzę to samo, co powiedziałem wysokiemu sądowi: nie złapali mnie, bo takie sytuacje nigdy nie miały miejsca, więc nie mogli mnie złapać. Po prostu. Ja działałem legalnie.

I na te cegiełki są dokumenty?

No tak, są, oczywiście! Prokuratura sprawdzała w klubie poselskim, gdzie był przesłuchiwany ówczesny szef klubu, chyba Jacek Sasin, i potwierdził, że to jest wpłacone. Dokumenty są.

Kiedy ma być następne rozprawa?

Następne posiedzenie w sprawie jest siódmego czerwca.

Zastosowano wobec pana radykalne środki zapobiegawcze. Zakładano, że się pan ukryje?

To był w ogóle szok… Ja dopiero potem analizowałem wszystko, bo byłem cały czas w szoku. Prokurator informując mnie o tym, że wystąpi o areszt tymczasowy stał do mnie tyłem. Nie patrzył na mnie i tyłem do mnie powiedział: wystąpię o areszt. Nie wiem, czy to są takie standardy w Polsce, że to się tak robi czy po prostu nie miał siły spojrzeć mi w oczy. Na to jest świadek, mój mecenas z Lublina, który jest tam bardzo szanowanym mecenasem, długo praktykuje. I tu jego komentarz: ostatni raz widziałem takie sprawy w stanie wojennym; wtedy to tak było robione. Tak powiedział o mojej sprawie mój adwokat. To chyba wystarczający komentarz.

Dziękuję za rozmowę.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button