Wiadomości

Spłonął człowiek? Znaleziono ludzkie kości w Wodzisławiu. Policja uznała, że to… zwierzę

Potworne odkrycie i wielka polityka w tle? Ta sprawa od samego początku budzi wiele kontrowersji i jest o wiele bardziej wielowątkowa, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać

Pozornie było to zgłoszenie, jakich wiele. W listopadzie ubiegłego roku w Wodzisławiu Śląskim spłonął bus, w którym mieszkał bezdomny mężczyzna. Policja prowadziła sprawę w kierunku podpalenia i – jak to często bywa – po kilku tygodniach umorzyła postępowanie. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że właściciel pojazdu od początku informował policję, że w samochodzie tym nocował – i to wielokrotnie – człowiek. Człowiek, którego po pożarze podobno nikt już nigdy ani żywego, ani martwego nie widział.

Nikt?

I tu zaczyna się główna, ale dopiero pierwsza część opowieści. Oto bowiem w samochodzie wyraźnie było widać sporych rozmiarów kości. Właściciel samochodu od początku utrzymywał, że mogą to być… ludzkie szczątki.

Być może to ten bezdomny – usłyszałem w czasie rozmowy na początku grudnia

Policja uznała jednak, że to kości zwierzęce, ponieważ właściciel pojazdu hoduje również zwierzęta. Gdy mężczyzna próbował zgłosić zaginięcie bezdomnego podejrzewając, że mogło się coś złego wydarzyć, policja odmówiła przyjęcia zgłoszenia.

Powiedzieli mi wówczas, że nie jestem spokrewniony i nie mogę zgłosić zaginięcia – poinformował mnie ów mężczyzna

Policja nie wezwała na miejsce biegłego lekarza, nie przyjęła zawiadomienia o zaginięciu bezdomnego lokatora busa i uparła się, że kości nie są ludzkie, tylko zwierzęce. I tu musimy się zatrzymać, bo przechodzimy do drugiej części naszej opowieści. Ale żeby obraz był jasny, konieczne jest cofnięcie się do stycznia 2022 roku do słynnej wodzisławskiej sprawy.

Do sprawy owiec.

Z pewnością pamiętacie nasz artykuł, w którym opisywaliśmy losy właściciela owiec, któremu odebrano zwierzęta i oskarżono o znęcanie się nad nimi. Sąd zdania prokuratury nie podzielił i w wyroku podkreślił, że do przestępstwa nie doszło. Owce jak na razie do właściciela jednak nie wróciły.

Jaki to ma związek? – zapytacie. Otóż ma, ponieważ właściciel busa i właściciel owiec to jedna i ta sama osoba. Osoba, do której policja ma podejście co najmniej lekkomyślne. Najpierw bez wyraźnej przyczyny na wniosek członków nielegalnego stowarzyszenia pomagają w odebraniu mu owiec, które następnie znikają w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach, a po niecałych dwóch latach w dokładnie tym samym miejscu również dopuszczają się zaniedbań. I to w o wiele poważniejszej sprawie, bo chodzi o ludzkie życie.

Skąd takie przyczyny postępowania? Czy policja na wszelki wypadek wolała szybko umorzyć postępowanie, bo było związane z człowiekiem, którym – w związku ze sprawą owiec – zaczęły się interesować media i parlamentarzyści z naszego regionu? Nie jest to wykluczone, bo końcówka ubiegłego roku to moment, gdy przed sądem wyszło na jaw, że odebranie owiec było jednym wielkim nielegalnym działaniem stowarzyszenia wyrejestrowanego po stwierdzeniu szeregu nieprawidłowości. A członkom stowarzyszenia w odebraniu zwierząt asystowała… wodzisławska policja. Policja, która – dodajmy – według ustaleń sądu nawet nie wylegitymowała członków rzekomego stowarzyszenia panoszących się na nie swojej posesji. Na posesji, na której 22 miesiące później wybuchnie tajemniczy pożar. Pożar, po którym zniknie z horyzontu Bogu ducha winny człowiek. I jedynym, który zwróci na to uwagę będzie właściciel spalonego samochodu i odebranych owiec.

Nikt więcej.

To było karygodne zaniedbanie – mówi nasz policyjny informator

W tle tego zaniedbania jest jednak wielka polityka, bo zdelegalizowane stowarzyszenie ma – według naszych ustaleń – poważnych wspierających wśród posłów i byłych ministrów. Faktem jest, że od wielu już lat służby przymykają oczy na działalność Pogotowia dla zwierząt, o czym pisaliśmy nie raz, między innymi w artykule Nie chcą schroniska dla zwierząt.

Nagły zwrot w sprawie nastąpił przed miesiącem, gdy postępowaniem zajęli się funkcjonariusze Zespołu Poszukiwań. Dotarli oni do siostry bezdomnego, które feralnego dnia przebywał w spalonym pojeździe. Potwierdziła ona, że brat zaginął. Dopiero wówczas zwrócono uwagę na zaniedbania policji w prowadzeniu dochodzenia – w tym brak wezwania biegłego i niewłaściwa kwalifikacja prawna czynu.

Liczyli, że sprawa nie wypłynie do mediów – twierdzi nasz informator –Niestety stało się inaczej

Czy niestety? Czy to źle, że media patrzą władzy i policji na ręce? Na to pytanie musicie sobie, drodzy Czytelnicy, odpowiedzieć sami. My jak na razie czekamy na dalsze losy tego śledztwa i wewnętrznego postępowania w policji, które ma wyjaśnić przyczyny takich zaniedbań.

Powiązane artykuły

Jeden komentarz

  1. Policjanci pomogli ukraść owce. Nie wylegitymowali nawet aktywistów stowarzyszenia.
    Jakim cudem tacy ludzie pracują w policji ? Czy ich dowódcy podzielają ich tok myslenia ?
    Chyba za bardzo wczuli się w ideologię ”piątki dla zwierząt”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button