Gorol ze Szkocji stał się Ślōnzokiem
Urodził się w Królestwie Wielkiej Brytanii, zamieszkał w Bełku, miał kopalnię w Czerwionce i pałac w Pogrzebieniu. Poznajcie człowieka, który uprzemysłowił Górny Śląsk
W drugiej połowie XVIII wieku Górny Śląsk zaczął stawać się jednym z najbardziej rozwiniętych cywilizacyjnie regionów Europy. Ojców sukcesu jest sporo: naukowe odkrycia oświecenia, jasne przepisy prawne wprowadzone przez Fryderyka Wielkiego, bogactwa naturalne, ale przede wszystkim ludzie. Niemiecki podróżnik odwiedzający Górny Śląsk pisał:
Największa część robotników, to urodzeni Górnoślązacy, a mój przyjaciel zapewniał mnie, że to tak zniesławione plemię górnośląskie posiada nadzwyczajną zręczność i obrotność. Gdy się weźmie chłopa górnośląskiego i pokaże mu maszynę parową, rodzaj i sposób jej obsługi, wtedy natychmiast zrozumie, pojmie mechanizm i stanie się w przeciągu 24 godzin użytecznym maszynistą. (…) Wszystko to świadczy o wielkich zdolnościach, a ludziom tym brak tylko sposobności do rozwoju swych talentów.
Autor powyższego zapisu nie wiedział, że zmyślność techniczna Górnoślązaków jest najprawdopodobniej dziedzictwem rudzkich cystersów, którzy od średniowiecza inspirowali region techniką budowy stawów, wydobycia rudy żelaza i jej wytopu oraz wieloma innymi błogosławieństwami. Cystersi nie przespali rewolucji przemysłowej. Zatrudnili jednego z jej koryfeuszy do modernizowania własnych pieców hutniczych, w czym pomogły relacje rodzinne przedostatniego przeora zakonu.
Osiemnastowieczny sukces cywilizacyjny Górnego Śląska jest również skutkiem inspiracji płynącej z osiągnięć rewolucji przemysłowej w Wielkiej Brytanii. Nasz region ma jej do zawdzięczenia nie tylko nowoczesne technologie, ale również człowieka, który nieodwracalnie zmienił oblicze naszego regionu. John Baildon (1772-1846) był Szkotem, który i pokochał Górny Śląsk, i na nim osiadł.
Rewolucja przemysłowa na Górnym Śląsku zaczęła się od problemu. Otóż królewskie kopalnie ołowiu i srebra w Tarnowskich Górach były nierentowne, ponieważ zalewająca je woda uniemożliwiała efektywne wydobycie kruszców. Król zamierzał kopalnie sprzedać, jednak hrabia Wilhelm Reden (1752-1815), minister odpowiadający za miejscowe górnictwo, postanowił je osuszać nowym brytyjskim wynalazkiem – maszyną parową, co stało się 19 stycznia 1788 roku. Maszyna sprowadzona z walijskiego Cardiff na Wyspach Brytyjskich była jedną z pierwszych uruchomionych na kontynencie i efektywność jej działania sprawiła, że podobne urządzenia zaczęły się pojawiać w każdej górnośląskiej kopalni. Sukces młodego ministra górnictwa sprawił, że tarnogórskie kopalnie stały się rentowne, a co ważniejsze, wzmocniły jego autorytet. Następnym celem hrabiego Wilhelma Redena był wielki piec hutniczy zasilany koksem, po to by produkować nowoczesne armaty. By powstał nowoczesny piec hutniczy, minister potrzebował kompetentnego budowniczego, którego zaczął poszukiwać. Wybór padł na szkockiego szlachcica z rodziny hutników – Johna Baildona. Szkot pojawił się w Gliwicach i – gdy zaczynał realizować pierwszy projekt na Górnym Śląsku – miał dwadzieścia jeden lat. John Baildon zaprojektował i zbudował pierwszy na kontynencie piec hutniczy opalany koksem. Stało się to w Gliwicach 21 września 1796 roku. Minister Reden i John Baildon zdobyli serca władz i lokalnych magnatów tak, że już nie wątpiono w to, że rewolucja przemysłowa wiążę się z nową jakością życia i z dużymi zyskami. Zlecenia dla Johna Baildona posypały się jak złote talary z rozprutego worka. Najpierw zbudował dla króla hutę w Chorzowie w roku 1802, co sprawiło, że miasto zaczęto nazywać Królewską Hutą. Jednocześnie, od roku 1800 Szkot pracował razem z hrabią Redenem pod ziemią, budując sztolnię między Zabrzem a Chorzowem, czyli najdłuższy podziemny kanał wodny w Europie. Po wyjściu na powierzchnię John Baildon z hrabią Redenem i innymi łączyli przemysłowy już Górny Śląsk z Bałtykiem budując Kanał Kłodnicki, który zyskał swój kształt w latach 1792-1812. Ta budowla wodna do czasu pojawienia się kolei była główną arterią handlową dla produktów przemysłowych regionu i nie jest wykluczone, że w przyszłości czeka ją drugie życie. Widząc sukces przedsięwzięć Johna Baildona, górnośląscy magnaci i cystersi rudzcy pukali do jego drzwi z prośbą o realizację przemysłowych projektów. Najgłośniej domagał się uwagi książę Fryderyk Ludwik Hohenlohe (1746-1818) ze Sławęcic. Szkocki inżynier wszedł z nim w spółkę i zbudował hutę Helena w katowickim dziś Bytkowie, która to huta była źródłem rozwoju spółki Hohenlohe-Werke i z czasem stała się największym kombinatem cynkowo-węglowym w Niemczech.
Górny Śląsk uwiódł Szkota nie tylko drzemiącym w nim potencjale gospodarczym który wyzwalał. Była też kobieta. Piękna i dobra. Nazywała się Helena Galli (1784-1859). Przyszli małżonkowie poznali się zapewne gdzieś w Gliwicach podczas wznoszenia pieca hutniczego, kiedy młody szkocki inżynier musiał już być uznany za dobrze zapowiadającą się partię. Ojciec Heleny był szanowanym i zamożnym kupcem handlującym winem i przyprawami korzennymi. Jego włoscy przodkowie osiedli na Górnym Śląsku kilka wieków wcześniej. Franz Gali (1757-1824) miał krewnych w Raciborzu, a jego stryj, również Franz (1747-1798) noszący zakonne imię Benedykt, był przedostatnim opatem klasztoru cysterskiego w Rudach, co z czasem doprowadziło do tego, że szkocki inżynier zaczął modernizować piece hutnicze rudzkich zakonników. Helena Galli i John Baildon pobrali się 26 czerwca 1804 roku i doczekali się siedmiorga dzieci z których troje zmarło przedwcześnie. Wszystko wskazuje na to, że małżeństwo było udane. Helena wielokrotnie była zatroskana o swego męża, pisząc w jednym z listów:
Oszczędzaj się kochany Baildonie, jestem niespokojna o ciebie
Inżynier zaś nazwał jedną ze swych późniejszych kopalni na część żony – Helena. Małżeństwo zamieszkało początkowo w Gliwicach na rynku w kamienicy Franza Galli. Był to najprawdopodobniej budynek oznaczony obecnie numerem 17. Później, po śmierci kupca, małżeństwo przeniosło się do pałacu w Bełku, który odziedziczyła żona szkockiego inżyniera. Rodzina sprawiła, że Johnn Baildon zaczął pracować nad tworzeniem własny przedsiębiorstw. Inżynier w 1823 zbudował własną hutę w Dębie (obecnie część Katowic). Przemysłowiec inwestował również w wydobycie kruszców – od 1832 wraz z żoną posiadał kopalnię Pax w Bełku, od 1840 – kopalnę Helena w Czerwionce. John Baildon zmarł 7 sierpnia 1846 roku i został pochowany na cmentarzu hutniczym w Gliwicach. Nagrobek wykonano z żelaza.
Część potomstwa przemysłowca zmarła przedwcześnie. Wieku dojrzałego dożyło tylko troje z dzieci. Wiliam (1805-1833), Maria Helena (1820-1850) i Artur (1822-1909). Maria Helena wyszła za Aleksandra Strachwitza, a ślub miał miejsce w rybnickim kościele protestanckim. Córka Johna Baildona spoczywa wraz z bratem Wilhelmem na cmentarzu w Bełku.
Sędziwego wieku dożył tylko Artur Baildon, który był porucznikiem i jednocześnie pomnażał fortunę ojca. Syn przemysłowca poślubił w rybnickim kościele protestanckim 22 czerwca 1851 Waleskę Welczek z Łabęd – przedstawicielkę starego górnośląskiego rodu szlacheckiego. Artur Baildon kupił w 1882 roku dobra w Pogrzebieniu a wcześniej w Łubiu koło Pyskowic, gdzie wzniósł pałac dla swojej rozrastającej rodziny. Artur przekazał dobra w Pogrzebieniu swojemu synowi, który zaczął wznosić tam pałacową rezydencję dla siebie. Aleksander Baildon (1859-1887) zmarł jednak przedwcześnie, najprawdopodobniej na raka, ponieważ jego ojciec przeznaczył sto tysięcy marek dla naukowców z uniwersytetu we Wrocławiu szukających leku na tę chorobę. Budowę pałacu w Pogrzebieniu po śmierci syna kontynuował ojciec. Pałac w okresie międzywojennym kupili salezjanie i służy po dziś dzień opiece nad osieroconymi dziećmi. Podobny los spotkał pałac w Łubiu, koło którego zostali pochowani Artur i jego syn Aleksander.
Johan Baildon zrewolucjonizował Górny Śląsk i stał się człowiekiem zamożnym, podobnie jak jego spadkobiercy. Bogactwo rodziny Baildonów rozlało się jednak po całym Górnym Śląsku a z geniusza szkockiego inżyniera korzystamy wszyscy po dziś dzień – Dear Johnny, Upper Silesia pays tribute to you!