Lyski wyprzedziły Czerwony Krzyż
Sporej sensacji podczas konserwowania obrazu i ołtarza w kaplicy grobowej Poledników w Lyskach początkowo nie zapowiadało nic.
A zaczęło się zwyczajnie. Wójt gminy Lyski, Grzegorz Gryt postanowił zadbać o przywrócenie blasku lokalnemu dziedzictwu. Po pospolitym ruszeniu znalazły się pieniądze uzyskane w drodze konkursu przez Bartosza Pytlika, prezesa OSP w Bogunicach – pochodziły one z funduszy unijnych, państwowych i lokalnych. Konserwację przeprowadził Marek Dronszczyk z Rydułtów. Podczas prac w dolnym rogu obrazu wyłonił się napis: Julian Wałdowski, Breslau 1905.
Mieszkańcy Lysek żyli dotąd w przekonaniu, że obraz – zgodnie z wolą fundatora – wisi w kaplicy od roku 1846. Dokumenty potwierdzają, że J. B. Polednik zamówił właśnie wtedy wizerunek przedstawiający ukrzyżowanego Chrystusa z opłakującymi go Matką Boską i Marią Magdaleną. Być może pierwotny obraz uległ zniszczeniu, albo w 1905 został poddany renowacji przez Juliana Wałdowskiego (1854-1912) cenionego malarza, którego dzieła znajdują się między innymi w gliwickiej katedrze i w kościele na Górze Św. Anny. Rzecz wymaga dalszych poszukiwań, które mogą zostać zwieńczone sukcesem, ponieważ w rozwiązywanie zagadki zaangażował się sam Sławomir Majoch, zastępca dyrektora ds. muzealnych Zamku Królewskiego na Wawelu i jednocześnie badacz twórczości Juliana Wałdowskiego. Jak dotąd udało się ustalić, że wszystkie obrazy drogi krzyżowej w lyseckim kościele pw. Św. Małgorzaty wyszły spod pędzla wrocławskiego artysty. Być może ten sam artysta stworzył również dwa obrazy znajdujące się w ołtarzu głównym lyseckiej świątyni.
Renowacja obrazu i ołtarza w kaplicy grobowej w Lyskach jest dobrym powodem, by choć w zarysie przypomnieć postać jej fundatora, Josepha Benedicta Polednika (1789-1882). Dokonania tego chłopskiego syna, który stał się zamożnym filantropem i twórcą fundacji dobroczynnej dla osieroconych dziewcząt i ludzi starych, mimo upływu blisko dwustu lat, trwają, przynosząc owoce i stanowiąc źródło dumy oraz inspiracji wykraczające daleko poza Lyski. J. B. Polednik od samego początku zdumiewał tych, którzy go spotykali. Lyski w XIX wieku stały się miejscem odwiedzin dla poszukujących dobrego wzorca niesienia pomocy innym. Co roku w tej miejscowości pojawiał się wtedy w otoczeniu arystokratów z całej Europy przyjaciel J.B. Polednika, arcyksiążę Maximilian Habsburg Este, wielki mistrz krzyżacki i wnuk cesarzowej Marii Teresy. Działalność charytatywna lyseckiego filantropa, której początki datują się na rok 1846, była pod wieloma względami prekursorska i wyprzedziła dokonania takich geniuszy serca jak św. Jana Bosko, czy Jeana Duranta – twórcy organizacji Czerwonego Krzyża. Główny budynek fundacji służy do dzisiaj potrzebującym. Wykształcone dziewczęta i obdarowani stypendyści fundacji Polednika zmienili kulturowy obraz regionu. Jednym z największych jej podopiecznych był prawnuk siostry fundatora, błogosławiony ks. Emil Szramek (1887-1942), człowiek który rozpoczął budowę katedry, biblioteki i muzeum w Katowicach.
Impulsem do prowadzenia działalności charytatywnej stała się przedwczesna śmierć jedynego syna J. B. Polednika. Pisał on:
Po śmierci mojego syna, pozbawiony dziedzica, nie chciałem, aby majątek mój, zarówno odziedziczony przez rodziców, jak i ten, który uzyskałem własną pracą, przepadł. Życzeniem moim stało się, by wszystkie te dobra zachować i pomnażać po to, by zachować w ludzkiej pamięci moją osobę, jak również mojego zmarłego, ukochanego syna. Postanowiłem więc, żyć tutaj w miłości i pokoju, po to by czynić dobro, służąc złagodzeniu ludzkiej nędzy i lepszemu wychowaniu dzieci. W tym celu zdecydowałem się założyć tutaj Dom Ubogich Polednika pw. św. Józefa, folwark dla urzędników tego domu, rodzinną kaplicę grobową i cmentarz dla ubogich zmarłych wokół tejże kaplicy.
Odrestaurowany ołtarz i obraz powróciły z zakładu konserwatorskiego na swoje miejsce pod koniec września tego roku. Warto zajrzeć do tej miejscowości, bo poza obrazami Juliana Wałdowskiego dociekliwy turysta znajdzie niejedno świadectwo wielkiej przeszłości. Warto też mieć oczy dookoła głowy, bo wszystko wskazuje na to, że nieodkrytych tajemnic w naszym regionie jest więcej niż się może wydawać.