Historia

Oni ieno polski mowy możni, czyli jak sprzedali młyn nie znając niemieckiego

Opinie o każdorazowej efektywności prusko-niemieckiego zarządzania na Górnym Śląsku i nie tylko tam, są często wynikiem stereotypu, który z definicji ma luźny związek z rzeczywistością. Niemiecki filozof G. Hegel powiedział, że jeżeli fakty nie pasują do ideologicznych założeń, to tym gorzej dla faktów. Rzeczywistość ma jednak to do siebie, że złośliwie i kpiarsko istnieje. Dowodem na rozziew pomiędzy prusko-niemieckim planowaniem a rzeczywistością nie musi być od razu niemiecka klęska pod Stalingradem, czy upadek Berlina w 1945 roku. Wgląd w dane statystyczne dotyczące górnośląskiej edukacji, jak również analiza dokumentacji urzędowej z czasów administracji prusko-niemieckiej, również sporo mówi o idealizmie nieczułym na fakty.

Władze pruskie wprowadziły powszechny obowiązek szkolny w drugiej połowy XIX wieku. W praktyce jednak nie był on wypełniany, ponieważ z punktu widzenia rodziców, dzieci były bardziej potrzebne w gospodarstwie dającym środki utrzymania, aniżeli w szkole. Przykładowo, w roku 1851 do szkoły powszechnej w Mszanie uczęszczało regularnie 30 dzieci, poza nimi rzadko pojawiało się w niej 54 innych, zaś w ogóle obowiązku szkolnego nie realizowało 40 młodych ludzi. Można się oburzać niskim stanem świadomości rodziców, ale czy słusznie? Po zobaczeniu kilku odcinków Matura to bzdura, włączając w to odpowiedniki angielskie, czy amerykańskie, widać, że ludzie głosują nogami – uczą się tego, co pozwala im przetrwać, reszta zaś jest ignorowana, co wcale nie sprawia, że ziemia wypada ze swojej orbity. Klęska w egzekwowaniu powszechnego obowiązku szkolnego zaowocowała stosowaniem reguły jeszcze więcej tego samego. Za Ottona von Bismarcka postanowiono odebrać prawo nauczania Kościołowi i zastąpić go świeckimi nauczycielami. Z tego powodu, między innymi w Lyskach, nakazano zamknięcie sierocińca i szkoły dla dziewczynek. Po kilku latach okazało się, że państwo nie dysponuje wystarczającą liczbą świeckich nauczycieli i szkołę w Lyskach powierzono ponownie zakonnicom – boromeuszkom. Kolejnym niemieckim pomysłem edukacyjnym na Górnym Śląsku było nauczanie w języku niemieckim. W praktyce język ten funkcjonował w szkołach miejskich, na wsiach, mimo prawa, uczono wielokrotnie po polsku. Zapis wizytacyjny z Kornowaca z roku 1910 stwierdza, że na 149 uczniów tylko 10 władało językiem niemieckim, reszta zaś używała polnisch, czyli górnośląskiej odmiany polszczyzny – śląskiej godki. Rodzice w tamtym czasie również nie odczuwali dyskomfortu z powodu braku znajomości języka niemieckiego. Państwo prusko-niemieckie, kiedy w rachubę wchodziły sprawy dotyczące pieniędzy, bardzo rozsądnie akceptowało fakty. Umowy, na życzenie zainteresowanych, tłumaczono na język polski. Jedna z takich transakcji miała miejsce w Rybniku i dotyczyła zakupu młyna wodnego w Żytnej w przysiółku określanym Grabie – dokument znajduje się w raciborskim Archiwum Państwowym. Młyn ten ma wyjątkowo długą historię. Pierwszy zapis dotyczący właścicieli pochodzi z początku XVIII wieku, o czym świadczy kontrakt zawarty pomiędzy młynarzem a panem na Żytnej, Hieronimiem Berninim, weneckim szlachcicem, który tam osiadł. Młyn wielokrotnie zmieniał właścicieli. W 1851 roku wykupił go z rąk rodziny Panderów pstrąski młynarz Schulczik, po to by go tego samego roku sprzedać – wygląda na to, że poza mieleniem zboża, zajmował się również spekulacją gruntami. Poniższy fragment dokumentu jest zapisem polszczyzny pogranicza sprzed blisko dwustu lat – jego wartość historyczna, językowa i uroda bronią się same. Przenieśmy się do gabinetu notariusza Juliusa Antona Langera. Jest 3 listopada 1851 roku. Pstrąski młynarz cieszy się z talarów – twardej gotówki, która wpadnie do jego kieszeni, małżeństwo Olexów z Marklowic snuje wizje przyszłego gospodarowania w Żytnej, a tłumacz Jan Hachnel sprawdza przecinki w zapisie dokumentu dotyczącego gospodarzy z Marklowic i Żytnej, którzy ieno polski mowy možni.

(zapis zgodny z oryginałem; tłumacz między innymi konsekwentnie zapisuje ż, używając zamiast kropki znaku ž)

Działo się w Rybniku dnia trzeciego listopada roku tysiąc ośm set dziesiąt pierwszego.

Przed mną, pod znakowanem Notaryuszem, Julius Anton Langer, który tutay mieszka, dostawili się z osoby znajomi i w należytem stanie:

a) mynarz Anton Schulčzik z Žytney,
b) mynarz Jan Olex z dolnych Marklowitz,
c) iego žona, Josepha rodzona Jonczyk.

Dostawieni ieno polski mowy možni, (…) dlatego tłumaczy examinowanij w roku ośmnaście set ośm czterdziestego od pierwszego sądu labandzkiego w Gliwic przyciągany (…) do sądu powiatowego Pan Jan Hachnel, tutay mieszkając a Notaryuszowi dobrze znajomy, przibrany był. Przez niego zeznał naypszod Anton Schulczyk (tłumacz jest niekonsekwentny w zapisie nazwiska), že on przed trzecim Majem biežącego roku młyn wodnij pod Nrą (numerą) dwunastą w Žytnie Kupił, a tytuł własności na iego miano ieszcze nie przepisany, zaiszcza ale, že ma przi dalszszem przedaniu tego młyna nic broniące stoi. Doizrzano Księga hipoteczna podała prawość przedniego Podania. (…)

Przedawa Anton Schulczik ten onemu należący pod Nrą dwunastą hipoteczny Księgi w Žyttnie połožony młyn wodny, jak stoi i ležy, z tem ku niemu naležącem Inwentaržem młyna. Jednem Koniem, a z całem latościm žniwem za dobrze umowioną Summe Kupną od ośm set dziewięć dziesiąt Twardych, a to iest: Obsiedzenie młynne z gruntami ku niemu naležącemi za sześc set Twardych, a przydatek za dwie sta dziewięć dziesiąt Twardych, młynarzowi Jan Olex i iego žonie Josephie rodzonei Jonczyk do iei samotnei własności. Utraty za wygotowanie Kontraktu iak spisania, a przepisania własności na miano Kupicieli, oni przyimaią, a žąda się: Ten protokoł raz wygotować a z tą proźbą do Aktow gruntowych Nry dwunastey z Žyttney ode wdać (…)

Jak świadkowie protokołu byli prziwciągnioni:
1. aktuariusz sądu powiatowego pan Carl Henkel,
2. gościnski pan Samuel Schleyer, oba tutey mieszkając a Notaryuszowi dobrze znajomi. Onem tak iak Notaryuszowi i przibranemu tłumaczu, jak urzędnie się zaiszcza, żaden (ze) złych związków (nie stoi) naprzeciw które według p. piątego do dziewiątego a osobliwie dziewięć dwudziestego ustawy od iednastego lipca roku ośmnaście set pięć czterdziestego od udziału przi tem czynie wyłączaią. Wiei przytomności był stawaiącem przedni protokoł w polskim ięzyku wolno przeczytany, oni go prziięli a podpisali go, Przedawatel przez własny podpis, Kupiciele ale przez podKrziżowanie.

Lokalne archiwum w Raciborzu pełne jest podobnej urody i wartości dokumentów. Wiele z nich nie zostało do tej pory odczytanych i krytycznie opisanych, co sprawia, że nasza wiedza o historii jest pełna luk i uproszczeń. Pora to zmienić.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button