Publicystyka

Myślałem, że w kościele na grudzień mówi się adwent

O czekoladkach, okresach liturgicznych i śmiertelnej chorobie z radlińskim franciszkaninem o. Jędrzejem rozmawia Paweł Polok

Paweł Polok: Za oknem iście zimowa aura, a od zeszłej niedzieli początek adwentu. Niestety w sklepach Boże Narodzenie króluje już od kilku tygodni… Nie masz wrażenia, że jakoś to wszystko się rozmywa?

O. Rafał Jędrzej Róg OFM: No cóż, niegdyś Boże Narodzenie zapowiadała gwiazda betlejemska, teraz zapowiadają je różne gwiazdy (niekoniecznie betlejemskie, ale komercyjne) które próbują przy okazji zbliżających się świąt ubić niezły interes. Szkoda tylko, że już w sierpniu atakują konsumentów świecidełkami, choinkami i innymi. Ja bym jednak czekał z tym do grudnia, żeby zgadzało się z czekoladkami w kalendarzu adwentowym (śmiech).

A te czekoladki to zapowiedź świątecznego obżarstwa?

Dla mnie wiązały się z oczekiwaniem na Dzieciątko, do którego, po zjedzeniu pierwszej czekoladki pisało się list z prośbą o konkretne prezenty… ile w tym liście się na obiecywało, że będzie się grzecznym i w ogóle. No a po ostatniej czekoladce, w wigilię, po Wieczerzy szło się szukać pierwszej gwiazdki, tym samym dając Dzieciątku szansę na podłożenie pod choinką wymarzonych prezentów. Tak w zasadzie wyglądał mój adwent w dzieciństwie. Z tamtego czasu pozostało mi to, że w dalszym ciągu kupuję sobie te czekoladowe kalendarze. Problem tylko w tym, że według nich wigilia przypada nieraz znacznie wcześniej niż wg kalendarza papierowego czy w telefonie (śmiech). A tak na poważnie – wydaje mi się, że za mało mówimy w naszych kościołach o przypadających okresach liturgicznych. Obawiam się, że mało kto rozumie dzisiaj istotę adwentu, czy Wielkiego Postu. Ja sam, aż wstyd się przyznać, jako dziecko nigdy nie chodziłem na roraty… i nie do końca wiedziałem czym jest Adwent. Myślałem, że to taka religijna nazwa grudnia…

Z tego wynika, że jeśli ktoś nie chodzi na roraty, to też może zostać porządnym księdzem!

Może zostać księdzem. Ale czy porządnym? Trudno powiedzieć (śmiech).

Jaka jest zatem istota adwentu?

Powiadają, że adwent jest czasem radosnego oczekiwania na przyjście Chrystusa… No, ale tyle radości w tym oczekiwaniu, że większość pieśni adwentowych posiada raczej smętne melodie, a psalmy responsoryjne są wykonywane na melodie żałobne… Więc może powiedzmy lepiej, że adwent jest po prostu czasem oczekiwania… Oczekiwania – nie tylko na święta Bożego Narodzenia, do których to dzieci odliczają dni przy pomocy wspomnianych już tabliczek ze smacznymi czekoladkami, ale czasem oczekiwania na powtórne przyjście Chrystusa przy końcu czasów, o którym Pan Jezus sam mówi przepowiadając Ewangelię, czy o którym pisze św. Jan na kartach księgi Apokalipsy… Chociaż dla mnie słowo adwent brzmi jak śmiertelna diagnoza. I pod takim hasłem „Adwent – śmiertelna diagnoza” będę głosił rekolekcje w jednej z parafii w archidiecezji częstochowskiej.

Dlaczego śmiertelna? Przecież nasz Bóg jest Bogiem żywych, a nie umarłych.

Śmiertelna, bo kiedy człowiek dowiaduje się o tym, że jest chory, a jego choroba jest nieuleczalna, albo śmiertelna, znajduje się wówczas w sytuacji szczególnie trudnej i jego reakcje na ten fakt bywają bardzo różne… W większości przypadków, tacy ludzie próbują uporządkować wiele swoich spraw, ale niestety zabierają się i tracą czas na sprawy najmniej istotne, takie jak na przykład porządkowanie swoich rzeczy w szafach, w piwnicy lub na strychu…
To smutne, tym bardziej, że w procesie umierania nie chodzi tylko o człowieka, który odchodzi, ale chodzi także o jego bliskich… Więc wystarczyłoby zostawić najpotrzebniejsze dokumenty, gdzieś na wierzchu i zamiast zajmować się porządkowaniem piwnicy lub strychu, warto byłoby poświęcić czas dla najbliższych. Dać sobie przestrzeń do rozmów, także tych trudnych, a wszystko po to, aby wzajemnie okazać sobie ciepło, bliskość i wsparcie. Jednym słowem: Miłość! W tak trudnych i dramatycznych chwilach, jedna i druga strona potrzebuje otuchy i wsparcia, by poczuć się bezpiecznym. Podobnie rzecz się ma, jeśli chodzi o relację z Bogiem – dlatego powiedziałem, że Adwent jest dla człowieka niczym śmiertelna diagnoza, która ma nas przygotować na spotkanie przychodzącego Chrystusa!
Mam na myśli to, że w Adwencie nie chodzi tylko o to, by między świątecznymi porządkami w szafach, w piwnicy lub na strychu oczekiwać na Święta Bożego Narodzenia… Adwent to czas, który jest nam podarowany po to, żeby nauczyć się SPOTYKANIA Z CHRYSTUSEM w codzienności.

Czyli mniej gonitwy, a więcej rozmyślania?

Zdecydowanie. Adwent to czas, poprzez który Bóg wyraźnie chce nam wskazać priorytety! Najważniejsze nie są świąteczne wypieki, zakupy czy porządki. Najważniejsze nie są nawet tradycyjne życzenia, łamanie się opłatkiem i śpiew kolęd. Najważniejsze jest to, by poprzez pogłębianą, za pomocą codziennej modlitwy, regularnej spowiedzi i niedzielnej Eucharystii, relację z Bogiem, uczyć się kochać!

Mam wrażenie, że nawet niewierzący mają świadomość, że sfera duchowa jest ważniejsza od świątecznych wypieków. Wierzący z kolei słyszą to co roku w kościele. I co? I nic. Za każdym razem chyba i tak jest to samo.

Trudno mi się wypowiadać, jak to widzą niewierzący, bo nie rozumiem ich punktu widzenia, chociażby dlatego, że ja właśnie wierzę. Przynajmniej tak mi się wydaje (śmiech). Ale powiem ci tak szczerze, że mnie też to denerwuje, że co roku słyszę w kazaniach (albo nawet sam to powtarzam, bo tak się utarło), że Pan Jezus to nie sanepid i on przychodzi zupełnie po co innego, aniżeli sprawdzać porządki w naszych mieszkaniach. Z drugiej strony się nie dziwię całej tzw. przedświątecznej gorączce, bo nawet ja, gdy idę do kaplicy na modlitwę, to robię sobie klimat, gaszę światła, zapalam świece, może jakieś punktowe światło na tabernakulum – i od razu się człowiekowi lepiej skupić i zanurzyć w modlitwie. Myślę, że podobnie jest z tą przedświąteczną gorączką – potrzebujemy sobie stworzyć klimat. Tylko, żeby to tworzenie klimatu (gaszenie świateł, palenie świec, ustawianie punktowych świateł) nie trwało dłużej niż sama modlitwa… A tak to chyba wygląda przy okazji tej świątecznej gorączki – stąd zwykło się mówić: święta, święta i po świętach…

Patrząc z tej perspektywy chyba warto przedłużyć te Święta… Mamy teraz tendencję, by je przyśpieszyć – za moment rozbłysną choinki w niektórych domach, a mamy ledwo pierwsze dni grudnia. A gdyby tak przypomnieć sobie ideę oktawy Bożego Narodzenia i spotykać się z najbliższymi czy ze znajomymi w ciągu tych kilku poświątecznych dni?

Polska tradycja liturgiczna przedłuża świętowanie Bożego Narodzenia – nie tylko o oktawę, ale chociażby kolędy śpiewa się, aż do Święta Ofiarowania Pańskiego (MB Gromnicznej) 2 lutego. Bardzo często też w naszych świątyniach, zwłaszcza franciszkańskich, do tego czasu pozostają świąteczne dekoracje i żłóbki. W dodatku tak się też pięknie składa, że w tym roku jako franciszkanie świętujemy 800 lat jak (w 1223 r.) św. Franciszek z Asyżu stworzył pierwszą żywą szopkę w małej górskiej wiosce Greccio w środkowych Włoszech. To wydarzenie zapoczątkowało tradycję budowania szopek i organizowania jasełek. W związku z tym jubileuszem, Penitencjaria Apostolska udzieliła specjalnego odpustu dla wszystkich, którzy w dniach od 8 grudnia 2023 r. do 2 lutego 2024 r. nawiedzą kościół franciszkański i zatrzymają się na modlitwie przed umieszczonym tam żłóbkiem. Także św. Franciszek chyba przewidział te naszą dzisiejszą rozmowę i sam się przyczynił, by to świętowanie Wcielenia Pańskiego jakoś przedłużyć. Choć my w Polsce przedłużamy je od lat do tego święta MB Gromnicznej. I dobrze!

A jak wygląda świętowanie w Waszym klasztorze?

Tak na prawdę w każdym klasztorze wygląda to inaczej. Inaczej w klasztorach formacyjnych, gdzie młodzi bracia przygotowują się do życia zakonnego i kapłaństwa, inaczej w klasztorach, gdzie wspólnoty tworzą bracia po ślubach wieczystych i święceniach kapłańskich. W tym pierwszym przypadku bracia mają więcej możliwości, by przygotować się do świąt (siebie i dom). W tym drugim, a więc także moim przypadku, najwięcej czasu poświęcamy na to, by innych do tych świąt przygotować – poprzez głoszenie kazań, rekolekcji, no i oczywiście poprzez długie godziny w konfesjonale… W tzw. między czasie musimy znaleźć czas na to, by nie zaniedbać modlitwy, wspólnoty, no i też samemu znaleźć czas na osobistą spowiedź. Tak mniej więcej wygląda „kapłański adwent”… A jak wygląda świętowanie Bożego Narodzenia, na to pytanie odpowiem może innym razem, bo póki co rozmawiamy o adwencie, czyż nie?

W takim razie wrócę z tym pytaniem za dwa tygodnie. Dziękuję za rozmowę.

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button