Blog

Dziadek Władysław…

…to była ważna persona. Przedwojenny adwokat i doktor prawa. Jeszcze jako student, z Dębicy skąd pochodził, na Uniwersytet Jagielloński w Krakowie dojeżdżał na wagonach-węglarkach, trzymając w rękach jedyne buty jakie posiadał, by ich nie zniszczyć.

Człowiek o nieprawdopodobnym charakterze, woli, zdrowej ambicji oraz sile fizycznej. Z koleją bowiem jest związane i inne wspomnienie, bo obok Kempy – ich domu rodzinnego – leżała porzucona przez kolejarzy stara szyna. Dziadek ćwiczył nią jak sztangą… A do Rybnika trafił w ślad za swym bratem – por. Bolesławem Piotrowskim, który właśnie tutaj dostał przydział wojskowy (3 Kompania ON Rybnik’ dowódca kompani CKM). Szybko pokochał Śląsk o czym świadczy jego udział w poczcie sztandarowym podczas pogrzebu Wojciecha Korfantego. W późniejszych listach opisywał jak całe Katowice klękały przed konduktem żałobnym oddając cześć temu „Królowi Duchowi” Śląska. Pokochał również moją babcię – Magdalenę Kopiec. I tutaj zabawna historia, bowiem wspomniany jego brat Bolek pokochał jej siostrę Rutę. Tak więc dwóch braci ożeniło się z dwiema siostrami. Wybuchła wojna i Dziadek momentalnie zszedł do zbrojnego podziemia. Najpierw była to Narodowa Organizacja Wojskowa, potem wcielona w struktury powstałej Armii Krajowej (mogli zachować na umundurowaniu swoje emblematy NOW, ale do dziś się nie zachowały).

Oryginalny ryngraf NOW – jedyna zachowana i znana odznaka organizacji.

W AK był dowódcą kontrwywiadu 12 osobowej grupy „Deser”. Pięć lat walki. I ogromna Opatrzność Boża czuwająca przez te lata, o czym niech świadczy choćby jedno zdarzenie: kiedyś szedł przez zaorane pole i dopiero, kiedy je przeszedł, zauważył niemieckie oznakowanie, że to pole minowe! Po wojnie za swe zasługi podczas okupacji został delegatem Rządu Tomasza Arciszewskiego na południe kraju. Był również dowódcą WiN na Śląsk. Zrobili ze swoimi żołnierzami numer czerwonym, ponieważ byli żołnierze Inspektoratu AK w Rybniku mieli być sądzeni przez komunistów w restauracji Świerklaniec (największa sala na pokazówki), a ich adwokatem był właśnie Dziadek. Ich dowódca. Ale przyszła kolej i na niego. Aresztowali go w drodze do własnej kancelarii w Katowicach. Dzień później jako szychę Podziemia Niepodległościowego wieźli do Warszawy. Nad Przemszą był zbombardowany most, na którym pociągi mogły jechać tylko kilka kilometrów na godzinę. Wykorzystał ten moment – jednego ubeka palnął w łeb tak, że tamten stracił przytomność, drugi ubek strzelał, ale nie trafił. Udana ucieczka, potem ukrywanie się u pewnej rodziny fotografa z Dąbrowy Górniczej, by w końcu kanałami przerzutowymi dostać się do Londynu. Tutaj rząd emigracyjny zaproponował Dziadkowi by pełnił taką samą rolę jak aresztowany już wtedy rotmistrz Witold Pilecki. Dziadek odmówił i został pozostawiony sam sobie. Przydała się wtedy jego znajomość języka angielskiego, którego uczył się dla zabicia czasu w konspiracji (jeden z jego podkomendnych był nauczycielem). Zaciągnął się na statek do Stanów, by tam startować od zera, bo swego zawodu adwokata w USA wykonywać nie mógł. Był jednak znany ze swych porad prawnych świadczonych dla amerykańskiej Polonii. Był również znany jako dziennikarz. Zmarł w Chicago 1 kwietnia 1973 roku. Dbał o nas Dziadek z tej Ameryki. Paczki i listy. Listy kierowane również do mnie – małego wtedy szkraba. Listy bezlitośnie cenzurowane przez czerwonych, w których jednak miał zawsze dla każdego z rodziny dobre słowo. I ta piękna polszczyzna. W latach sześćdziesiątych komuniści proponowali mu powrót do kraju. Nie wrócił, bo im nie wierzył. Ja zaś nigdy nie siedziałem na kolanach mojego Dziadka. Wrócę pod koniec tej skrótowej refleksji o moim Dziadku do czasu zakończenia wojny. Babcia wraz z trzema synami w mieszkaniu w Katowicach klęknęła przed Dziadkiem i powiedziała: Władek wojna się skończyła – zarzuć politykę. Dziadek miał odpowiedzieć: Kocham was, ale polityka to też moja namiętność. Usłyszał to i mój Ojciec – najstarszy z klęczącego wtenczas rodzeństwa. Nie mnie sądzić decyzję Dziadka Władysława, choć jestem jego wnukiem. Tym bardziej nie mam prawa w jakikolwiek sposób osądzać późniejszego życiorysu mojego Ojca. Ale… ale istnieje coś takiego jak brzemię nazwiska. Brzemię nazwiska… Tak bywa…

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Sprawdź także
Close
Back to top button